poniedziałek, 2 lutego 2015

50.Zbyt wiele” (Kasismongowsgrafo)

System dziesiętny odgrywa na Ziemi rolę większą niż w którymkolwiek zakątku Wszechświata, tak więc dziś, na półmetku drogi do pełnej setki, czuję się w obowiązku powiedzieć parę słów i podziękować za zainteresowanie i współtworzenie bloga wszystkim, którzy go czytają. Za nami dokładnie 49 recenzji, podczas których poznawaliście wraz ze mną lunikontańskie Pociangi i dosiadających ich podróżników, mechanikę modlitw na Skiawli, niewidzialnego przyjaciela Nołsy z Raktliwionu Olwigsnego, las myślących drzew na Lapsarze... Nie wiadomo nawet, kiedy to zleciało, prawda? W tym czasie wielu Ziemian poznało obco-planetarne sposoby odczuwania, ideały, historię i rodzaje egzystencji. Cieszę się, że mogę pośredniczyć między Wami, a nieskończoną kosmiczną wiedzą, której sama wciąż jeszcze nie jestem w stanie do końca pojąć - tym samym mogę się uczyć razem z Wami. Mam nadzieję, że Wam się to podoba, bo mnie tak. Bez takich czytelników jak Wy to nie byłoby to samo :) Ponadto, korzystając z tej drobnej okazji, radośnie zapowiadam, że wielkimi krokami zbliża się pierwsza rocznica ziemskiego działu Międzyplanetarnego Przeglądu Literackiego, gdy minie dokładnie 365 dni od momentu, gdy powiedziałam Wam Cześć, a wraz z nią - szykowane z tej okazji przez redakcję wydarzenie-niespodzianka. Wyjątkowy, niedzielny wpis już wkrótce.
Tymczasem - zapraszam na recenzję numer 50, która niewątpliwie na ten majestatyczny numer zasłużyła. Historię o języku, liczbach i... czarnych dziurach.

Nie wszystkie historie muszą zaczynać się na planetach. Niektóre siedliska życia mogły zadomowić się w pozbawionych konkretnej struktury zagięciach przestrzeni, które niczym tunele łączą sąsiadujące ze sobą rzeczywistości. Jedno ze szczególnie skomplikowanych skrzyżowań takich kosmicznych tuneli nosiło nazwę Namjot. W każdej chwili przemieszczały się nim dziesiątki bytów, niekiedy tak różnych od siebie nawzajem, że nawet nie są w stanie się nawzajem zauważyć, a co dopiero zrozumieć. W centrum tego wszystkiego jest miejsce dla ludzi takich jak Eslęl Orino, specjalistów od szeroko pojętego językoznawstwa i jeszcze szerzej pojętej komunikacji międzygatunkowej. Umiejętność znajdywania wspólnej mowy w takich warunkach jest czymś daleko trudniejszym niż gdy w grę wchodzą planety z jednego wymiaru wspólnego wszechświata i wymaga cechy mózgu i zmysłów tyleż pożądanej, co nienaturalnej - zdolności elastycznego dostosowywania się do czasoprzestrzeni. O ile niestabilność struktury całego ciała była charakterystyczna dla każdego mieszkańca Namjotu, o tyle „lepszą wersję” mózgu można było uzyskać tylko w czymś w rodzaju specjalistycznej hodowli na styku kilku światów, bez przynależności do żadnego z nich - co czyni takich tłumaczy istotami bez wszechświata, bez daty urodzin i bez umysłu, ale za to z wrodzonym darem do rozumienia wszystkiego.
Eslęl Orino dobrze czuł się w przypisanej sobie roli - konieczność udziału podczas pośrednictwa między ambasadorami oraz wyłączność na przepisywanie wiedzy z innych rzeczywistości była dla takich jak on powodem do dumy, czyniła cenionym i szanowanym. Zwłaszcza że oprócz rzadko spotykanych talentów komunikacyjnych miał też rękę do całkiem „przyziemnych” dziedzin jak handel i marketing. W przeciwieństwie do większości swoich kolegów po fachu nie czekał biernie, aż prośba odszukania danej informacji do niego przyjdzie, ale sam często wybierał się na wycieczki w poszukiwaniu odpowiedzi na niezadane jeszcze pytanie, która, jak wiedział, w którymś z obcych światów na pewno istniała, a później zwyczajnie sprzedawał znalezisko.
Była jednak pewna tajemnica, która zawsze mu się wymykała - czarne dziury. Potworne kule nie pozwalające się wydostać żadnej informacji i zakrzywiające wszystkie wymiary włącznie z czasem do wnętrza, które nie pozwalało się do siebie zbliżyć, to niewiadoma nie tylko dla naszego Wszechświata - istnieją one wszędzie. Co jest w ich wnętrzu? Dlaczego wraz z tym, czego nie można zobaczyć, zawodzą też metody teorii i dedukcji naukowych? Spragniony sensacji tłumacz jako pierwszy zdaje sobie sprawę, że problem jest właśnie z powszechnie używaną matematyką, która załamuje się po wejściu do krainy nieskończoności. Czy jest inna matematyka? Czy istnieje jakikolwiek sposób, żeby podzielić liczbę przez zero i tym samym dostać się do wnętrza czarnej dziury? Nowy kierunek poszukiwań szybko przynosi efekty, jednak ich rozmiar i skutki nie dały się przewidzieć nawet tak doświadczonemu tłumaczowi jak Eslęl Orino.

Próby zrozumienia, czym są czarne dziury, od wieków prowadziły astronomów, odkrywców i filozofów w nieznane i, pomimo powszechnej już dzisiaj wiedzy na ich temat, prowadzą nadal. Były również pisarskie próby pokonania bariery wiedzy i wyobraźni, które zresztą pojawiały się już na Literatyce (w wykonaniu Horyzontu zdarzeń Mundeno), jednak żadna z nich nie przyniosła one tyle bólu głównemu bohaterowi, co w Zbyt wiele i to właśnie dlatego, że poznał on odpowiedź. Zdaje się być to karą za dociekliwość, która w świecie poza literackim Kasismongowsgrafa sprzeczna jest z naturą tłumaczy, a która każe pchać się bohaterowi w każde miejsce, przed którym go ostrzegają. Goniąc za nieskończoną matematyką nie zauważa, jak bardzo podczas zbliżania się do niej przemienia się jego umysł, jak szybko przestaje rozumieć to, co oczywiste było dla niego w bliższych Namjotowi cześciach wszechświatów i wreszcie: że nie jest już w stanie wyobrazić sobie sensu pytania, z którym tu przyszedł. W świecie Kwadrylionów, w którym dzielenie przez zero ma sens, a budowa czarnych dziur jest prosta, poznawalna i absolutnie przewidywalna, zrozumiałe są tylko nieskończoności i zera, tylko to, czego nie ma i nie powinno istnieć. Nie ma znaczenia że Eslęl Orino może wrócić, że nikt go nie zatrzymuje - nie będzie mógł zatrzymać wiedzy i jasności problemu, gdy jego mózg dostosuje się z powrotem do świata, który zna. I, przy naturalnym dla siebie dążeniu do rozumienia wszystkiego, nie będzie mógł braku tej wiedzy znieść. Zresztą: czy naprawdę znów jest sobą, skoro wie i rozumie mniej niż on sam przed chwilą? A może to wtedy był kimś, kiedy nigdy nie powinien się stać? Jak bardzo może się zbliżyć do rozwiązania, żeby złożyć je w całość?
Nie znam drugiej książki, która tak celnie ukazuje wewnętrzną sprzeczność Wszechświata (tego i każdego innego), przekładając ją jednocześnie na na naszą własną sprzeczność wewnętrzną, tentencje do dążeń, z których jedno ukazuje nielogiczność drugiego, nie dając nam nigdy spokoju. Fantastyczne.

6 komentarzy

  1. Sprzeczności są fajne, bez dwóch zdań :-)
    Co do rocznicy: życzę Ci jeszcze co najmniej dwa razy tylu fajnych recenzji i trzy razy więcej komentarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprzeczności to nasza ludzka charakterystyka ;)
      Dzięki za życzenia! Choć ja mam nadzieję, że po prostu będę dalej (i coraz lepiej) dla Was pisać :)

      Usuń
  2. Ojej, jaka zbiórka okazji się zdarzyła. I pięćdziesiąta recenzja i zbliżająca się pierwsza rocznica... Niesamowite. Trzeba to odpowiednio uczcić.

    Co do "Zbyt wiele" - jak zaczął się głównemu bohaterowi zmieniać mózg, to się niepokoiłam, czy aby pod koniec nie stanie się warzywem. Finał tej historii był inny, ale też poniekąd smutny. (UWAGA SPOILER) Orino trafia na oddział zamknięty... chociaż słyszałam, że Najmotowie rozumieją "oddział zamknięty" trochę inaczej niż Ziemianie i ich psychiatria opiera się na innych technikach. Więc może nie jest źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ot, charakterystyka ziemskiego roku - mieści się w nim niewiele ponad pięćdziesiąt tygodni. Co nie przeszkodziło naszej redakcji hucznie oblewać okazji ;) Poza tym mam nadzieję, że wybrany przez nas sposób uczczenia, który zostanie tutaj ukazany, się Wam spodoba :)

      O upośledzenie umysłu u tłumaczy nie musisz się martwić - tylko takim "sztywnym" mózgom jak nasz może się to przydarzyć. Ale tak, choć z tekstu nie wynika to bezpośrednio (jak zresztą i wiele rzeczy od pewnego momentu), to wśród dociekliwszych krytyków przyjęło się uważać, że Eslęl Orino odsunął się od życia i odizolował, więc to w prostej linii prowadzi do Wakworgu, czyli... właśnie czegoś takiego, jak piszesz. Nie jest tak źle, w końcu sam to uznał za najlepsze dla siebie...

      Usuń
  3. No cóż, Eslęl niepotrzebnie próbuje zrozumieć całość zamiast, wzorem ludzi, korzystać z narzędzi w postaci matematyki i pomiarów. O ile umysł nie ogarnie wszystkiego na raz, o tyle kartka papieru nie ma takich problemów. Nie pozwoli to poznać...hmm...sensu zjawiska, ale odpowiedzieć na pytanie "co się stanie, jeżeli ..." (np. wrzucimy gumową kaczkę do czarnej dziury) już tak. Mógł chociaż dokonać jakichś pomiarów po drugiej stronie. Chyba, że dokonał, to nie spoileruj!
    Ale opis niestamowity. Przywieź mi tę książkę.
    W ramach świętowania rocznicy Literatyki zamierzam pokonać 2 razy więcej bugów, niż zwykle! 2*0, to jest to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eslęl Orino był zbyt dociekliwy na korzystanie z czegoś innego niż własny rozum (choć czy próbował coś takiego robić czy nie, nie spoileruję :p). Do tego nie mógł zrozumieć, że... nie może tego zrozumieć. Wychodzi na to, że zjawisko może być sprzeczne samo w sobie. A myślący umysł nie może.
      Przywiozę ;)
      Dwa razy więcej bugów niż zero! Ja zawsze wiedziałam, że zero to jest mocna rzecz!

      Usuń