poniedziałek, 23 lutego 2015

53.Magia” (Loriwargt 14)

Dawno temu ktoś w Agrawlii wynalazł kinematografię. Nie wiadomo, kto - nie zapamiętuje się przecież wynalazców niewypałów. Trudno zresztą nawet odgadnąć, jak ów ktoś wpadł na cudaczny pomysł przekazywania treści za pomocą obrazów oderwanych od osoby ich autora, którego w takim razie nie można dotknąć, by poznać jego myśli, emocje i podejścia, nie można zobaczyć już jego osobowości. O ile proste formy przekazu, którym można wiele wybaczyć, nie są Agrawlianom obce, o tyle przedstawianie całych ludzkich historii w tak wypaczony, podziurawiony sposób nie mogło się spotkać z pozytywnym przyjęciem. Nie oznacza to jednak bynajmniej, że o tym dziwacznym rodzaju wszyscy już zapomnieli i nic po nim nie zostało. Pomimo jednak jednoznacznej nijakości, a nawet pewnej szkodliwości wciąż, po paru dziesiątkach długich lat, istnieją mniejsze lub większe fragmenty nagranych niegdyś dzieł, maleńki ułamek dawnych bibliotek multimedialnych, których nie udało się zniszczyć. Podobnie jak, pomimo jawnego sprzeciwu władz i rozsądniejszej części społeczeństwa, wciąż istnieją ludzie, którzy te kinematograficzne twory oglądają, trawiąc całe godziny na odgadywaniu ich ukrytych znaczeń, intencji bohaterów i wizji kogoś, kto już dawno nie żyje. Nie dziwią wszechobecne obawy i szeroko zakrojone kampanie, ostrzegające przed bezsensownymi obrazkami, które zmuszają uzależnione od nich osoby do ukrywania się w zakamarkach miast, by pozostawać z nimi tylko sam na sam, i które odrywają od rzeczywistości tych, którzy mogliby poświęcać się innym ludziom pracując, ucząc, budując i zakładając rodziny. Mimo to Arghlo 113 był jeszcze zbyt młody, by rozumieć, czym grozi oglądanie sztucznej rzeczywistości, którą pewnego pamiętnego dnia ktoś mu pokazał w tajemnicy przed jego nauczycielami. Nie było to łatwe doświadczenie – malec nie potrafił przyjąć do siebie faktu, że nie może dotknąć autora i że wszystko, czego mógłby się od niego dowiedzieć, zostało zakodowane w zachowaniach ludzi-kukiełek bez duszy. Pierwszy seans pozostał jednak w jego wspomnieniach nie tylko jako coś smutnego, ale też i kusząco niezrozumiałego, do czego będzie musiał wrócić. Wreszcie u progu dorosłości powraca do dawnej fascynacji, poznając wciąż nowe filmy i animacje i czując jak coraz bardziej zapada się w złudny świat innych nierzeczywistych czasów. Zanim odkryje, jak bardzo utracił kontrolę nad tym, co się z nim dzieje, stanie przed nim zadanie powiedzenia prawdy ukochanej kobiecie, bynajmniej nie darzącej kinematografii sympatią. Jakby tego było mało, wszystko wskazuje na to, że jego tajemnica już wyszła na jaw i na jego tropie jest już policja...

Agrawlianie borykają się z problemem kinematografii, odkąd tylko została wynaleziona. Przyzwyczaja do bierności, miesza w głowie, uczy nieprzydatnych w codzienności rzeczy – a jednak wciąż, rok po roku, znajdują się nowi ludzie, którzy widzą w niej coś zachwycającego, znajdują przyjemność w interpretowaniu jej niejednoznaczności i przekonują do oglądania innych. Władze, nie mogąc zrozumieć prawdziwej istoty magii ruchomych obrazków były bezradne wobec niej, nie mniej jak sami oglądający, którzy nawet w bardzo rozwiniętej fazie potrzeby kontaktu z tym rodzajem „sztuki” wierzyli, że są w stanie nad nią zapanować. Dopiero spotkanie jednego z uzależnionych, istniejącego naprawdę Arghlo 113, ze słynącym ze swojej obiektywności Loriwargtem 14, mogło być pierwszym krokiem w stronę radykalnej minimalizacji problemu. Wyszło jednak coś więcej niż studium przypadku mające nas przestrzec przed pójściem w ślady bohatera. Loriwargt 14, którego jedyną oceną jest samokrytyka Arghlo 113, ukazuje nie tylko jego pogłębiające się niedopasowanie do społeczeństwa, problemy w relacjach z najbliższymi, którzy nie rozumieli jego nagłej niechęci do czytania ich myśli i wiecznego zamyślenia. Równie dużo, jak nie więcej, jest niezamierzonej radości z obcowania z tym, czego na pierwszy rzut oka nie można się dowiedzieć, a czego trzeba się nauczyć czytać z twarzy, sytuacji i dochodzić do tego powoli jak do rozwiązania zagadki. Ten element najczęściej okazywał się naprzemiennie darem i przekleństwem – im bardziej Arghlo 113 potrafił zrozumieć z oglądanej, zdystansowanej fikcji, im bardziej wyrabiała się w nim czułość na ekranowe okazywanie emocji, tym bardziej banalny wydawał mu się świat „na zewnątrz” i tym mniej interesowali go Agrawlianie, którzy wymieniają się uczuciami jak jednoznacznymi informacjami, z kamiennymi twarzami, bez problemów z ich nieokreślonością i nieuchwytnością. Zresztą samo za siebie mówi opanowanie, z jakim Loriwargt 14 słucha i spisuje zwierzenia Arghlo 113. Ze słów tego ostatniego bije pełna wrażliwości euforia, przechodząca na przemian w dramatyczność i rozdarcie, przerażenie nieodwracalnością błędów, które popełnił, a jednocześnie lęk wobec tego, że kiedykolwiek mógłby przestać je popełniać – burza emocji i przemyśleń, jakich, zdaje się, sam pisarz nigdy nie odważy się okazać.

4 komentarze

  1. Zaszokowała mnie końcówka - w mało której książce bohater nie tylko strzela sobie w głowę a to jeszcze nie koniec. No i jaka możliwość interpretacji! Czy pełne filmów i filmomaniaków miejsce, gdzie trafia bohater to Niebo? A może jednak Piekło, bo wszyscy w otoczeniu są równie chorzy, jak on a bez emocji żyje się łatwiej i lepiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, wygląda na to, że autorzy po cichu zmusili nas do takiego samego kombinowania, do jakiego zmuszają filmy tamtejszych widzów ;) Z drugiej strony ja osobiście nie wykluczam, że on wcale nie umarł - w końcu wciąż nie wiadomo, co jest dobre, a co złe, a zdolność odczuwania emocji wciąż stanowi magiczną niejednoznaczność.

      Usuń
  2. A mnie zastanawia, jakim cudem Agrawlianie, którym mimika nie jest potrzebna nawet do przekazywania emocji mogą zrozumieć wyraz twarzy pokazany na filmie :) Czyżby wcześniej nie używali tego, co my nazwalibyśmy telepatią i dopiero coś skłoniło ich do przejścia na ten rodzaj komunikacji? A może filmy zwykle przedstawiają inne gatunki? Chyba, że ich film jest tak przerysowany, jak ziemski teatr. Za to władza aż za bardzo przypomina tę ziemską.
    A może po prostu przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pierwsze - filmy to u nich relikt przeszłości. Coś na styku początku czasów, gdy już wyzwalali się z wizualnej komunikacji werbalnej przypominającą naszą, a jednak tak niedawno po nich, że niektórzy jeszcze powątpiewali, że takie masowe zjawisko rzeczywiście zapanuje powszechnie i tworzyli wynalazki i sztukę oparte o tradycyjne doznania. A władza, tak, ma w sobie coś nadopiekuńczo-despotycznego, ale po tylu latach oni... po prostu nie rozumieją.
      Przeczytaj, przeczytaj :]

      Usuń