poniedziałek, 28 lipca 2014

23.To właśnie jem” (Żamina Sabocka)

Początkowo mieliśmy wątpliwości, co z tą książką zrobić. Jest tak ciekawa i popularna, że wydawnictwu bardzo marzyło się zrecenzowanie jej, jednakże, jak sama nazwa wskazuje, zajmuję się tu przecież literaturą zagraniczną, pisaną przez mieszkańców obcych planet o obcych planetach. Ten poradnik natomiast pochodzi z Ziemi i jej w większości dotyczy. Argumentem za było jednak to, że niezupełnie z Ziemi, jaką znamy, bo starszej o piętnaście wieków, która zaledwie kojarzy się z tym, co otacza nas dzisiaj. Mimo swojego źródła jest to więc dzieło dla czytelników bloga niedostępne, a zarazem dzięki podróżom w czasie cenione za granicami Układu Słonecznego już teraz. Tak więc ostatecznie udało nam się podjąć zgodną decyzję i dziś mam przyjemność zaprezentować drogim Czytelnikom XXXVI-wiecznej serii książek To właśnie jem.

Rozwój kontaktów z cywilizacjami pozaziemskimi przyniósł nam, poza niekończącymi się możliwościami wymiany wiedzą, technologią i wzajemną pomocą, także negatywne skutki. Kilka wieków obcowania z niezwykle zaawansowaną inżynierią genetyczną i technologią wytwarzania syntetycznej żywności sprawiło, że coraz mniejsza liczba Ziemian orientowała się, które produkty pochodzą z ich rodzimej planety. Z pomocą przyszła im Żamina Sabocka, która w swoich programach telewizyjnych, serwisach internetowych i publikacjach, tłumaczy ludziom na całym świecie mniej lub bardziej fundamentalne różnice między tym, co jest rdzennie ziemskie, a tym, co jedynie chce do takiego pretendować. Lata spędzone na studiowaniu archiwów medialnych w postaci setek tysięcy woluminów oraz blogów kulinarnych sprzed epoki wypraw do innych światów, umożliwiły jej z powodzeniem dzielić się wiedzą na temat historii, kraju pochodzenia i struktury molekularnej jarzyn, nabiałów i pieczywa. Seria To właśnie jem jest jednym z wielu przykładów jej wszechstronności, dokładności, profesjonalizmu i oddania, z jakimi poświęca się temu skomplikowanemu i niedocenianemu dotąd tematowi. To właśnie tutaj mieszkańcy Układu Słonecznego XXXVI-wieku mogą się dowiedzieć nie tylko jak odróżnić salwahiańskiego pomidora od naszego własnego, kiedy prawdziwe mięso nie nadaje się już do jedzenia oraz po co naturalnym wiśniom pestki, skoro się ich nie je, ale też poznać klasyczne przepisy na sernik, ciekawostki na temat bezautomatycznych upraw rolniczych, zasady savoir-vivre, a nawet Pana Tadeusza opowiadające o pradawnych sposobach parzenia kawy i zapomniane już pieśni o rydzach.

Prace pani Sabockiej od samego początku zdobyły sobie rzesze fanów. Nie tylko wśród tych, którzy nie potrafią bez jej pomocy określić, jaki kolor powinna mieć sałata, ale też u pasjonatów barwnego stylu, pomysłowości i poczucia humoru, na które, zdawałoby się, nie ma w takim poradniku miejsca. Zaskakujące porównania, anegdoty, zapadające w pamięć przykłady i zabawnie przedstawione wstawki historyczne i naukowe sprawiają, że opisy te nie są suchymi wykładami i przyjemnie czyta się je zarówno tym, którzy o ziemskim jedzeniu wiedzą wszystko, jak i tym, którzy nigdy nawet o Ziemi nie słyszeli. Autorka, mimo że sama nie miała okazji żyć w naszych czasach, zdaje się być rozbawiona tym, w jakich szczegółach mylą się współcześni jej konsumenci, a jednocześnie ubolewa, jak łatwo jest ich oszukać na międzyplanetarnych bazarach. Drodzy klienci! mówi nieraz, Pamiętajcie, że jeżeli ktoś oferuje wam małe kulki w strączkach, jest to fasola tylko pod warunkiem, że nie jest czarna i nie fruwa! Jeśli natomiast fruwa, to nie zatrzymujmy jej podczas odlotu z powrotem na Terawiksę, skąd najprawdopodobniej pochodzi. Albo też Nie kupujmy warzyw, posiadających rączki. Wyjątkiem może okazać się marchewka, której korzeń czasem przypomina odnóża, jednak prawdziwa marchew z pewnością nie zaproponuje Państwu gry w warcaby. Nie sposób tego zapomnieć i nie sposób się więcej pomylić, czym z pewnością pani Sabocka nie raz uchroniła swoich czytelników co najmniej przed zmarnowaniem pieniędzy. Sporo zyska też ta część społeczeństwa, która przez swoją niewiedzę ograniczała się do jedzenia nowoczesnego, gubiąc się w stereotypach i plotkach o piekących grudkach miodzie i arbuzach ze skórką jak kamień.
Zdumiewające jest dla mnie, jak wiele uwagi można poświęcić jednemu produktowi - jak pieczarki, lody, ogórki kiszone, chmiel - i to, że to ani na moment nie nudzi. Jak wiele można powiedzieć zaskakujących rzeczy i ciekawostek - nie tylko o wyglądzie, smaku czy konsystencji, ale także o tym, jak wielkie miewały one role w historii swoich rodzimych krajów i jak wielka wiąże się z nimi tradycja. Tym samym autorka okazuje swój szacunek do nich i do historii, między wierszami podsuwając nam myśl, że nie wszystko da się osiągnąć drogą przemysłową, że razem z naszą leniwą nieświadomością tego, co jemy, straciliśmy coś jeszcze. Odkąd życie stało się łatwe, szybkie i nieskomplikowane, a wytwarzanie pomarańczy przestało się czymkolwiek różnić od produkcji sera czy udek kurczęcych, jedzenie straciło swój urok, znaczenie, indywidualność. Na nowo nadając mu wartość i szacunek do niego, możemy odzyskać to, czym było ono kiedyś i to, czym kiedyś była Ziemia.
Nieprawdopodobne, że tak wiele można przekazać w poradnikach na temat tego, co jeść. Humor, wiedza, wdzięk. Uważam, że jest tu wszystko, co potrzeba do przyjemności z czytania, a może i chwili zastanowienia, jak to wygląda dzisiaj.

poniedziałek, 21 lipca 2014

22.Dlaczego?” (Trenefil Switk)

Od samego początku, gdy Juunil Dasko stworzył i spersonifikował swój własny Wewnątrzświat, Tonareo, była to kraina spokojna, szczęśliwa i bezpieczna. Każda cząstka jego umysłu - cecha charakteru, nowe zainteresowanie, myśl - mogła powoli rozwijać się, nabywać doświadczeń, tworzyć, poznawać innych rezydentów samowystarczalnie nieskończonej symulacji miasta i, z czasem, odnajdywać cel swojego istnienia i miejsce w życiu i świadomości Juunila.
Pewnego dnia jednak zaczyna dziać się coś niepokojącego. Mieszkańcy Tonareo zaczynają się zachowywać inaczej niż zwykle, stają się zagubieni i chaotyczni, a samo miejsce z każdym dniem staje się do siebie coraz mniej podobne. Sam twórca nie może pojąć, co się dzieje z jego Wewnątrzświatem, przestaje rozumieć własne myśli, rządzącą nimi logikę. Wreszcie wysyła do Tonareo personifikację detektywa - Prawdziwe Odzwierciedlenie, które w jego imieniu zapozna się z mieszkańcami, ich punktem widzenia, obawami i zachodzącymi wszędzie zmianami. Tylko tak może dowiedzieć się, dlaczego przestaje być sobą. Pierwszym, co detektyw napotyka na miejscu, są wędrujące plamy pustki, które zniekształcają pochłaniany przez siebie świat. Czy uda się zapobiec katastrofie? Czym ona właściwie jest?

Jak widać Zferynianie, której to rasy przedstawicielem jest Juunil Dasko, opracowali bardzo niezwykły sposób na dogłębne poznanie i rozwój swojej osobowości, nie tylko dla nas zachwycający i szokujący jednocześnie. Coraz popularniejsze na Zferynie jest techniczno-medytacyjne izolowanie się od własnego umysłu, zwiększające jego potencjał zdystansowanie, które upodabnia mózg do wielkiego komputera, który choć nadal pozostaje odbiciem swojego twórcy, odrywa się od jego świadomej kontroli. Rozbicie procesów myślowych na autonomiczne niemal, działające jednostki, posiadające kilka definiujących je, wyodrębnionych charakterystyk, umiejętności, obowiązków, determinuje ich własną osobowość, przemyślenia, sposób bycia. Podobnie więc jak w innych, ogólnie naśladujących rzeczywistość, światach wewnętrznych, w Tonareo mają miejsce spory, antypatie i konieczność podejmowania trudnych decyzji - podobnie jak u każdej istoty myślącej w chwilach rozterek i wątpliwości. Można powiedzieć, że każdy z nas jest zbiorem sprzeczności - skupiają się w nas osobowości w różnym wieku, o różnych doświadczeniach, pełne pomysłów, nieufne lub entuzjastyczne, których nie da się ze sobą pogodzić. Choć wydaje się nam, że z upływem czasu wypieramy inne, młodsze lub nie tak mądre wersje siebie, prowadzimy z nimi niekończący się dialog. Tutaj jednak problemy same poszukują rozwiązania, umysł myśli za pomocą samego siebie.
Zjawisko, z którym musiał zmierzyć się Juunil, nie miało tak naprawdę nigdy miejsca, jednak Trenefil Switk, nigdy do końca nieprzekonany do działania Wewnątrzświat, wierzy, że kiedyś może mieć. Podczas gdy technika jego rodaków jest teraz w kwiecie świetności, nie trudno dostrzec niejasności, które są kompletnie ignorowane. Pomiędzy niezwykle zakręconą, nieprzewidywalną i, rzecz jasna, nie zawsze trzymającą się logiki akcję, autor wplata swoje refleksje - możliwe rozwiązania. Czyżby w transmisji personifikującej mogłyby pojawiać się błędy? A może to pogłębiająca się choroba neurologiczna? A gdyby coś obcego włamało się do jego wnętrza? Czy aby Tonareo na pewno nadal należy do Juunila? Każde kolejne spotkanie z personifikacją jego własnych myśli jest jak spotkanie z obcą osobą, która wie coś, czego on jeszcze (lub już) nie wie, daje wskazówkę i powoduje pytanie. Wskazówką i pytaniem jest jednocześnie cały Wewnątrzświat Juunila, z niewychwytywalną już granicą, co jest częścią jego własnej osobowości, a co wrogą obcością, z którą walczy.
Genialna i zdumiewająca historia kryminalna, która na każdym kroku przypomina nam, że jest czymś o wiele więcej.

poniedziałek, 14 lipca 2014

21.Las myśli” (Anjij Waolt Saambr)

Czy, jak o to zagadnął ostatnio jeden z czytelników, możemy sobie wyobrazić rasę skrajnie różną od naszej? Czy możemy oceniać jej zachowania, przewidywać reakcje? Oczywiście nie możemy - bo nawet wyobraźnia ma granice, a ma je właśnie tam, gdzie są podstawy - uczuć, logiki, funkcjonowania organizmu, motywacji, miejsca w kosmosie... Może nie mogę (bo i nie ma sensu) przedstawiać Czytelnikom rasy skrajnie różnej, ale mogę za to opowiedzieć o takiej, w której nie funkcjonuje co najmniej połowa z oczywistych dla nas charakterystyk. W tym przede wszystkim życie w naszym rozumieniu tego zjawiska. A to za pośrednictwem książki znakomitego psychobiologa, Anjija Waolta Saambra.

Planeta Lapsara jest globem niemal całkowicie niezamieszkanym, jedynie jej podbiegunowe, odizolowane od palącego słońca tereny porośnięte są lasami gigantycznych, wysokich i rozłożystych na kilometry drzew. Niekończące się gęste warstwy liści i gałęzi sprawiają, że dla zamieszkujących je stworzonek czerwień koron jest jedynym znanym niebem i jedyną powierzchnią świata, w którym żyją. To jednak nie te stworzonka, Anebele, są bohaterami książki, a właśnie drzewa, zwane Floristonaktami. Drzewa oraz proces ich rozwoju od wypuszczenia pierwszej łodyżki do zasiedlenia przez pierwsze Anebele i osiągnięcia pełnego zrozumienia porządku ich świata. Ten ostatni, jakże trudny do sprecyzowania element, jest kluczowy dla życia drzew, ponieważ... bez towarzystwa stworzonek właściwie uświadczają życia w ogóle. Dopiero pojawienie się pierwszego Anabeli wśród ich gałęzi budzi u nich zdolność do myślenia, rozważania, oceniania, a potem współczucia, szczęścia i swoistej odpowiedzialności. Nadal nie są to jednak ich własne myśli i uczucia, raczej umiejętność poruszania się w tym, co „oferują” im obce żyjątka, bez własnej pamięci, świadomości i wiedzy o własnym istnieniu, co istotom takim jak my może być pojąć niezwykle ciężko.

Technologia wynaleziona przez Waolta Saambra umożliwiła mu udowodnienie i podsumowanie wieloletnich badań emocji jego ulubionego gatunku, jakim, jak sam podkreśla, zawsze były Floristonakty. Bez tego wynalazku nie powstałaby także ta opowieść. Dzięki podłączeniu swojego półuśpionego mózgu do rdzenia drzewa Waolt mógł krok po kroku prześledzić i na własnej skórze poczuć wszystkie kolejne etapy ich tajemniczego istnienia. Pierwszym, którego doświadczył, była kompletna pustka, nicość, brak czegokolwiek, co można byłoby nazwać oczekiwaniem, snem, hipnozą, jednak też pustka, która nie przeraża, nie budzi smutku ani żadnego innego uczucia. Odtąd uważnie obserwował wybrane drzewko i, gdy zgodnie z jego przewidywaniami po kilkuset obrotach Lapstry dookoła słońca (kilkunastu latach ziemskich) zaczęły się na nim zasiedlać pierwsze Anabele, wrócił do badań i odtąd był świadkiem niezwykłego rozwoju tego, w czego dojrzałą wersję wyposażone są już nawet noworodki. Czuł, jak drzewo zaczyna „wchodzić” w osobowości swoich mieszkańców, poznawać związki pomiędzy rządzącymi nimi uczuciami, zależności między nimi, innymi istotami, wydarzeniami i tym, co do zrozumienia okazało się najtrudniejsze, a co my nazywamy wyobrażeniami i oczekiwaniami. Oraz z fascynacją i uwagą przedstawia swoje wrażenia nam.
Naukowcowi nie było łatwo znaleźć granicę pomiędzy typową dla niego umiejętnością myślenia, a tym, co nim nie było, choć chciało mu towarzyszyć. Podobnie jak początkowo nie umiał rozróżnić nawet, czy myślą Anabelowie, czy drzewo - impulsy przebiegające wewnątrz rośliny zdawały się przebiegać równolegle z przeżyciami jej podopiecznych, niekiedy jednak znajdując nową drogę, inną wersję wyjaśnień i wniosków. W końcu Anjij zrozumiał, że Floristonakty tak naprawdę nie myślą nigdy - jest to raczej obserwacja, próbowanie nowych wzorców, uczenie się bez wiedzy o tym, czego się uczą, choć na swój sposób skuteczne. Coś, jakby drzewo czuło się każdym z Anabeli na raz, chciało nim być, myślało, że jest każdym z otaczających je stworzeń, mimo nie posiadania własnej woli i dążeń. Zdumiewające jest zarówno to wszystko, jak i to, jak drobiazgowo i umiejętnie Waolt Saambr o tym opowiada. Znaczenie ma dla niego każdy Anabel, każda jego drobna przygoda i przeżycie, które mogłoby mieć (i ma) wpływ na obiekt jego badań. Nie opuszcza nas wrażenie, że to bezpośrednio na naszych oczach rozkwita coś niesamowitego i autor nie narzuca nam swojej wiedzy na temat tego, co to właściwie jest. Jasna jest dopiero końcówka, kiedy już dojrzały Floristonakta po wielu próbach potrafi zdecydować, które uczucia są najważniejsze i nieświadomie wskazuje swoim podopiecznym drogę do tego, jak być szczęśliwym.
Bardzo dziwna wędrówka pomiędzy życiami i przemyśleniami, które nie wiadomo już, do kogo należą i czy naprawdę są tym, czym nam się wydają.

poniedziałek, 7 lipca 2014

20.Niespodziewana powinność zwykłego obywatela” (Fazion Odf)

Marzeniem Ratutiko - wzorowego pracownika korporacji metalurgicznej oraz głowy niewielkiej, trzypokoleniowej rodziny - od zawsze był udział w tak zwanej Magicznej Fuzji. Zjawisko to było jednym z przejawów wyjątkowej, rozproszonej inteligencji planety, Anafraboli 2. W razie niebezpieczeństwa swojego lub mieszkających na niej istot potrafiła ona skupić ogromną ilość energii w jednej, wytypowanej przez siebie osobie, której tym samym powierzała zadanie i obowiązek pokonania zła. Niezwykła moc oczywiście nie była oddawana na wieczność - w zależności od swoich cech, wiedzy i umiejętności Wybrańcem Fuzji stawała się za każdym razem inna osoba. Czasami na godziny, czasami na tygodnie, w zależności od tego kim lub czym był przeciwnik, co jednak w zupełności wystarczyło, by stać się niezapomnianym bohaterem, którego szlachetność wyśpiewywałyby przez dziesięciolecia publiczne światowe radia.
Ratutiko bacznie śledził obiegające świat nowinki o pogromcach grabieżców, łapaczach uszkodzonych samolotów i geniuszach kryzysów, i w niezachwianej wierze niecierpliwie myślał o chwili, gdy i on okaże się jedynym zdolnym do uratowania świata. Kiedy jednak ta chwila nareszcie nadchodzi, okazuje się, że porzucenie poukładanej codzienności choćby dla najbardziej heroicznego czynu nie jest dla niego takie proste.

Do legendy przeszła już scena, gdy sekundę po wchłonięciu energii Magicznej Fuzji, stojący w korku Ratutiko rozważa, czy od razu rzucić się do walki przeciwko Złemu Myśliwemu, czy najpierw odwieźć do naprawy swoją lodówkę. Na tym jednak dylematy się nie kończą - wbrew ambitnym planom musi natychmiast zająć się domowym akumulatorem i przebudować podwórko. Zwykłe sprawy, objawiające się pilnymi rachunkami, nieprzyciętym dachem, opieką nad dziećmi i analizami w firmie, nie dają mu spokoju ani na moment. Anafrabolanin, początkowo cieszący się z długo wyczekiwanego wyróżnienia, czuje się coraz bardziej bezradny i skonfundowany. Widzi jak kolejnymi etapami Zły Myśliwy realizuje swój złowieszczy plan, ale przecież nie rzuci się tak po prostu, bezinteresownie na ratunek światu!
Fazion Odf wyraźnie ubolewa nad zmianą obyczajów na swojej planecie. Podczas gdy u zarania cywilizacji odwaga i poświęcenie prostych ludzi budowała spokój i szczęście kolejnych pokoleń, dziś nawet Wybrańcy Fuzji ani na moment nie przestają myśleć przede wszystkim o sobie, o swoim bezpieczeństwie i dobrobycie. Stworzona przez nią postać, jakby odzwierciedlając naiwność innych mieszkańców Anafraboli 2, winą za swoje niezdecydowanie obarcza samą planetę, która wybrała go nie wtedy, kiedy powinna, mogąc zrobić to kiedykolwiek wcześniej lub później, kiedy nie będzie miał innych obowiązków. Oczekiwał, że zaszczyt spotka go, gdy będzie mógł go przyjąć, nie zdając sobie sprawy z prostego faktu, że życie i jego wyzwania nie pytają o zgodę, że w każdej chwili trzeba być gotowym na wydarzenia, które przesądzą o losach ludzkości. Autorka nie traci jednak nadziei - o krok od zagłady świata Ratutiko decyduje się wreszcie usłuchać głosu serca, porzuca wszystko, co ma i staje twarzą w twarz z przeznaczeniem. Dopiero wtedy dociera do niego, że tak naprawdę nie od Magicznej Fuzji zawsze zależało, czy stanie się bohaterem i co będzie w życiu robił, ale od niego samego. Dopiero wtedy jest gotowy na swój największy pojedynek...
Niesamowita historia pełna szalonej akcji i popisowych scen zniszczenia skontrastowanych z próbami pogodzenia ich z bezpieczną codziennością. Nie bez powodu otrzymała statuetkę Mautrinisa.