poniedziałek, 3 sierpnia 2015

76.Wszędziość” (Lamior Wapstr Iopriostwi)

Sytuacja, gdy ktoś – w tym przypadku niejaki Luwrwis Datego – grzebie po cudzych kieszeniach w tłumie przechodniów, nie może skończyć się dobrze na żadnej planecie. Niekoniecznie dlatego, że zostanie przyłapany, ale czasem dlatego, że znajdzie za dużo – modem elektromagnetyczny, który ukradł, był w świecie Luwrwisa potężnym, pełnym zastosowań urządzeniem, połączonym telekomunikacyjnie z podniebnymi rzekami energetycznymi otaczającymi planetę o nazwie Weraz. Owe rzeki, szerokie na setki metrów strumienie nieizolowanego niczym prądu elektrycznego, były wytworem atmosferycznym pola magnetycznego, a dopiero z czasem zaczęły okazywać się przydatne do zasilania urządzeń, przesyłania informacji, przechowywania danych, tłumaczenia języków, aż wreszcie – po opracowaniu sposobu konwersji ludzkich komórek na kod – teleportacji. Problem w tym, że to, co znał Luwrwis, było pokaźnych rozmiarów maszynami, z tego każda wykwalifikowana do konkretnego zadania, tymczasem tutaj wszystko mieściło się w kwadracie o boku długości kilku centymetrów. Jak to możliwe? W dodatku jedną z funkcji, z których jeszcze do końca nie rozumiał, był hologram, zgodnie z jego wiedzą dopiero testowany przez naukowców. W kilka minut po kradzieży centrum miasta zostało zdemolowane przez dziwacznego robota, którego nikt wcześniej nie widział, i tylko Luwrwis miał świadomość, że to poprzedni właściciel modemu został ujawniony.
Od tej pory w jego interesie było samemu nie ujawnić się przed owym właścicielem, który na pewno niezwykłe urządzenie będzie chciał odzyskać. Przy okazji, próbując się dowiedzieć, z czym ma do czynienia, Luwrwis odkrywa, że mechanicznych tworów jest więcej i mają one dość ambitne plany względem świata istot organicznych, dowiaduje się, że nie dla wszystkich ludzi ich obecność była niespodzianką, a niektórzy widzą spory użytek w tym, jak sterowaniu obywatele „układają” świat pozostałym, tak więc też będą próbowali biednego złodzieja dorwać. Wreszcie, nie mając innego wyboru i szans dowiedzenia się, kto tak naprawdę jest po jego stronie, uczy się obsługiwać modem i znikać tak we własnych hologramach i teleportować, jak i rozmywać w energetycznych rzekach. Nie wie jednak, że nie zawsze można wszystko odwrócić i zwłaszcza to ostatnie działanie nie obejdzie się bez wpływu na jego świadomość.

Wygląda na to, że pierwszy raz mam okazję zaprezentować Wam książkę z planety, w której wszystkie, kiedykolwiek i gdziekolwiek napisane utwory fabularne kręcą się wokół jednego tematu. Mieliśmy już pasjonujące naukowców szczeliny w czasie i legendarnomistyczne pociangi, które zaprzątały umysły i dawały natchnienie nadspodziewanie licznym rzeszom twórców, jednak to nic w porównaniu z Werazem, na którym naprawdę nie powstało nic, czy to kryminał, czy romans* czy nawet science fiction, w czym gigantyczne linie energetyczne nie byłyby na co najmniej drugim planie. Porównawczo to trochę tak, jakby wszyscy Ziemianie pisali tylko i wyłącznie o chmurach, bo przecież pomimo że elektryczne wielopiętrowe zjawisko zajmuje całkiem sporą część nieba, to przecież Werazianie (jak zresztą większość narodów) mogą pochwalić się czarującą historią ich cywilizacji, geografią, nauką, relacjami społecznymi i milionem innych innych spraw, o której możnaby napisać coś dobrego, nie wplatając w to motywu prądu, który jedynie we Wszędziości jest fundamentem większości odkryć i sposobów komunikacji. Po bliższym kontakcie z tą rasą nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że to nie nadzwyczajna osobliwość tego zjawiska tak przyciąga do siebie artystów (nie tylko pisarskich zresztą), a raczej jego dominujący wpływ na wszystko, co na tej planecie żyje i myśli. Podobno nawet wielu z tych, którzy powyższe zdanie potwierdzają, po zbyt długim pobycie na Werazie sami mają przemożną ochotę napisania o nim czegokolwiek. Z tego punktu widzenia naprawdę może może budzić niepokój sytuacja, gdy pewne zjawisko atmosferyczne zdaje się manipulować umysłami otaczanych przez nie istot, których układ nerwowy jak nie patrzeć opiera się na impulsach elektrycznych.
Lamior Wapstr wydaje się odczuwać podobne obawy. Historia Luwrwisa Datega, w celu napisania której autor specjalnie odizolował się od planety na parę ziemskich miesięcy na jej najdalszym księżycu, zdaje się być odbiciem jego poglądów na to, jak elektromagnetyczna aura dyskretnie zmienia ludzki sposób widzenia świata, jak manipuluje nimi bez ich świadomości zarówno w sprawach wielkich, jak i w szczegółach, nad którymi się nawet nie zastanawiają, współtworząc na równi z Werazianami politykę i sztukę. Da się to zauważyć zarówno w aferze spiskowej, która zaciska się wokół głównego bohatera od pierwszych stron, po to, co dzieje się od pewnego momentu z jego umysłem, gdy magiczny modem teleportuje go tunelami energetycznymi. O ile na początku sytuacją bez drogi ucieczki wydaje się to pierwsze i kolejni agencji czyhający na jego życie, o tyle szybko o wiele bardziej przygniatające staje się to, co niszczy świadomość Luwrwisa od środka wraz z każdą kolejną wycieczką przez rzeki informacji i innych przesyłanych świadomości. Tym bardziej, że on sam tego nie zauważa. Kolejne rozmycia jego umysłu są łagodne, niezauważalne, tak że pod koniec tylko my widzimy, że ta wiedza całego weraziańskiego „internetu”, świadomość całej wszechosobowości i wszędziości, a jednocześnie nieobecność, ślepota i zagubienie nie powinno się nigdy pojawić naraz w niczyjej głowie.
Nie wiadomo, czy naprawdę Lamior Wapstr miał na myśli napisać książkę ostrzeżenie – w końcu wkrótce wrócił na swoją planetę i stał się tym, kim był wcześniej... Mieszkańcy innych światów jednak, nawet nie wiedząc o tym, co mogło go zainspirować, zawsze odnajdują tu ten obezwładniający nieokreślony dotyk wszechobecnej kontroli.


_______________
*Tak po prawdzie, to weraziańskie romanse przypominają raczej coś w rodzaju książek do biologii, z naciskiem na element genetyczny. I rzecz jasna z podkreśleniem niebagatelnego wpływu podniebnych rzek energetycznych.

4 komentarze

  1. Także widzę tu ostrzeżenie - jednak czy słuszne? Można dyskutować jako, że wspomniane przez Ciebie w recenzji odosobnienie, na które autor się udał dobrze na niego nie wpłynęło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, wielu na to tak patrzy i wydaje się to być oczywiste. A jednak Lamior Wapstr wrócił na swoją planetę, kiedy skończył, więc w sumie nigdy nie wiadomo...

      Usuń
  2. Dziwne zjawisko. Zwłaszcza, że potrafi kierować umysłami mieszkańców planety tak precyzyjnie. Jakby samo było przez coś/kogoś kierowane. Sama książka musi być dziwna. Chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwne, ale... patrząc na to, jak działa nasz (i większości żywych istot) mózg, zaskakujące, że nie zdarza się częściej. Może po prostu, gdyby kierowało z mniejszą precyzją, nic myślącego nie byłoby się tam w stanie rozwinąć?

      Usuń