poniedziałek, 24 sierpnia 2015

79.Coś tam się stało” (Moih Ge)

Południowa część planety Elzen zawsze była dziwna. Odcięta politycznie i handlowo, milcząca, pozbawiona głośniejszych wydarzeń, konfliktów czy wyróżniających się twarzy. To by jednak nikomu nie przeszkadzało w nadzwyczaj rozwiniętej technologicznie i wspaniale prosperującej grupce krajów, gdyby ci, którzy jechali je odwiedzić, zawsze wracali. Nie zawsze jednak tak było – począwszy od dociekliwych agentów, z pomocą których korporacje próbowały wykraść sekrety tajemniczych państw, przez bardziej ciekawskich turystów, po tych, którzy po prostu próbowali odszukać swoich bliskich, którzy wyjechali wcześniej, wszyscy z mało przekonujących względów decydowali się pozostać w obcym miejscu na stałe. Nie to, że urywał się kontakt – łącza bez przewodowe ani na chwilę nie przestawały pracować ani po owej decyzji, ani przed nią, nie było żadnych porwań, żadnych wymuszeń.
Taber Ta, pasjonat badań procesów myślowych i inspirowanych nimi wynalazków, doskonale wiedział o tych problemach. I na pewno nie zbliżałby się do granicy, gdyby nie opracowane przez niego właśnie urządzenie i uzyskane przez niego wyniki. Działanie, polegające na wyodrębnianiu obszarów, w których skupia się aktywność inteligencji ludzkiej, sprawdzało się wspaniale, ukazując przepływ fal energetycznych, a skany szerszej przestrzeni uzyskane z poziomu satelity zachwyciły Tabera. Dopóki nie dostrzegł obrazu z dolnej półkuli, złożonego nie jak poprzednio z punktów, ale z całych plam, które rozciągały się kilometrowymi pasmami. Co to mogło oznaczać? Taber początkowo stawiał na błędy, spowodowane przez fale gamma, których ogromne ilości produkują elzańskie komputery. Sprawa nie wydawała się jednak być taka prosta, tak więc ostatecznie za namową i w towarzystwie przyjaciela Omiga Se, od dawna zaintrygowanego, co się w tamtej strefie może dziać, postanowił opuścić bezpieczne laboratorium i polecieć do Pelienu.
Początkowo jedyny dowód faktu, że coś jest nie tak, stanowi sam obraz z urządzenia, które pomimo ciągłego zwiększania dokładności, wciąż pokazywało to samo – inteligencję rozmytą między ludzi, ziemię i przedmioty. Oraz zachowanie mieszkańców, którzy niezmiennie sprawiali wrażenie sennych i nieobecnych... Mimo to gościnnych – z radością oprowadzają dwójkę badaczy po kopalniach, rozległych pracowniach komputerowych, w których „mogą myśleć” i hodowlach białej, kalafiorowatej rośliny, która nie rośnie nigdzie poza tymi paroma krajami... Wystarczy jednak, że Omig sam spróbuje dołączyć do informatyków piszących na klawiaturach, żeby sytuacja wymknęła się spod kontroli, powrót już nie był prosty, a opis rzeczywistości, który dał Taberowi jego wynalazek, stał się przerażająco oczywisty...

Literatura Elzen zgodnie klasyfikuje Coś tam się stało jako horror, jednak czy ta książka naprawdę straszy? Teoretycznie tylko zaciekawia – najpierw zachowaniem mieszkańców południowych rejonów, potem tym, co je powoduje, a wreszcie tym, jak się w nim połapać, żeby do nich nie dołączyć i dopiero te dwie ostatnie rzeczy zaczynają być niemiłe, pomimo że... działają na takiej samej zasadzie, co ta pierwsza i pewnie trudno byłoby wydzielić, kiedy prawdziwe obawy się zaczynają. Okazjonalne przykłady tego pierwszego natomiast autor podrzuca nam, zanim jeszcze do akcji dołącza Taber – odbierane z sieci półprzytomne i dziwnie lękliwe tłumaczenia na temat kamieni, komputerów i śniegu trochę śmieszą, trochę zastanawiają, ale nie budzą grozy. Czego innego doświadcza już Taber, który jest świadkiem tego, jak większość tego, co mieszkańcy mówią, nie jest obmyślane w ich ciałach, a gdzieś pod ich stopami. I który im więcej spędza czasu w ich towarzystwie, tym szerszy sens zaczyna wyłapywać z abstrakcyjnych napomknięć o niezbłędnych kalafiorowych roślinach, dokładaniu budulca do kopalni i udoskonalaniu wody. Oraz oczywiście komputerowych maszynach liczących, które znajdują się po zupełnie innej stronie klawiatury niż nam się wydaje.
Najlepsze w tej układance jest to, że nie wiadomo, czy w ogóle można coś z niej ułożyć. Bo, owszem, mieszkańcy nam coś mówią, zwłaszcza Omig, którego główny bohater wciąż ciągnie ze sobą, ale czy to aby na pewno oni sami starają się dać nam podpowiedź, prosząc o pomoc i walcząc ze swoim umysłem, czy mamy do czynienia od początku do końca z bezwzględną sztuczną inteligencją, która chce sobie powiększyć procesor o mózg Tabera? Zainteresowanie czytelnika główny bohater przyciąga mniej – na pierwszym planie jest zderzenie skonfundowanej psychiki bezradnych, nierozumiejących, co się z nimi dzieje, ludzi, z cyfrową mechaniką, która nimi zawładnęła. Niezapomniana jest scena w przerośniętej bibliotece, gdzie Peliency są w stanie mówić niemal wyłącznie za pomocą liczb, a jeden z nich, wywołany kilkakrotnie przez zdesperowanego Tabera, wymawia z bólem powoli każdą z cyfr z osobna, z rozpaczą na twarzy, która zdawała się opisywać całkiem inną treść. Ciarki wywołuje zresztą już sam opis tego, jak pracownicy poruszają palcami na klawiaturze, patrząc przed siebie, albo to z jakim lękiem stoją nieruchomo, kiedy nie są do niczego potrzebni, a wreszcie zbiory dokumentacji technicznych, które okazują się być zbiorami na równi papieru i ludzi. Czy to wszystko może być żartem komputera, który niejednokrotnie tu pokazywał, jak łatwo idzie mu nauka sposobu odczuwania istot żywych i jak dobrze potrafi na grać na emocjach bohatera (i czytelnika)? Finał wskazuje, że tak, ale i że zawsze istnieje też ta jedna ukryta szansa, szczegół, który można wykorzystać – lub nie. Trzeba jednak wreszcie odgadnąć, co jest oszustwem, co nie jest, i jakie to wszystko może mieć znaczenie.
Polecam zarówno tym, co lubią się bać, jak i tym, którzy lubią się zastanawiać. W jednym i drugim przypadku chodzi o nieznane.

4 komentarze

  1. Dobry horror, bez dwóch zdań. Chociaż główni bohaterowie z ostatnich tarapatów mieli się jeszcze szansę wykaraskać, no ale prawa gatunku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez śladu nadziei byłoby już zbyt ciężko, a jednak wcale ten ślad nie gwarantuje, że wszystko dobrze się skończy.

      Usuń
  2. O jaaaa... komputerowe maszyny liczące, które znajdują się po innej stronie klawiatury, niż nam się wydaje - skądś to znam :]
    Zdecydowanie chcę przeczytać. Zbiorowa inteligencja, trudność w ustaleniu, czy główny bohater jeszcze kieruje swoim umysłem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że ci się spodoba ;) To dla takiego szalonego SuperInformatyka jak ty, byłaby książka jak znalazł :)

      Usuń