poniedziałek, 10 sierpnia 2015

77.Upadek” (autor zbiorowy)

Nie lubię pisać recenzji książek prawie bez fabuły, ale ponieważ takie też są i to również cieszące się zasłużoną sławą, czasami trzeba.

Cała historia zamyka się właściwie w jednym banalnym zdarzeniu – owoc, mieszczący w sobie wielopokoleniową familię rasy Troknijów, pewnego razu niespodziewanie odrywa się od gałęzi i spada na ziemię. Coś, co z punktu widzenia przyrody wydaje się być naturalnym i mało spektakularnym zjawisko, dla maleńkich żyjątek staje się tragedią, źródłem trudnych wyborów i początkiem wielu innych wydarzeń. W jednej chwili spokojny, uporządkowany świat i przyszłość mieszkańców owocu runęły, a oni, niczym wystrzeleni w kosmos, znaleźli się w zupełnie obcej, „płaskiej” rzeczywistości z dala od ludzi i wszystkiego, co znali. Podjąć wyobrażalny wysiłek i szukać drogi powrotnej czy może zostać na dole, budując sobie życie na nowo? Podobnie sytuacja nie przeszła bez echa na górze. Dla wielu, zawłaszcza tych, którzy nie mieli dotąd styczności z takim doświadczeniem, sensacją był już sam proces spadania obiektu na dół. Słychać było głosy oburzenia tych, którzy uważali, że katastrofy można byłoby uniknąć, chociażby ewakuując mieszkańców, oraz obawy innych owocowych lokatorów, zastanawiających się, czy są teraz bezpieczni. Budzą się teolodzy, filozofowie i fizycy, zadający pytanie o to, co się właściwie stało, z jakiej przyczyny oraz, co jest na dole, i na różne sposoby szukający na nie odpowiedzi.

Ilość wątków, problemów, postaw i życiorysów, jakie porusza ta książka, jest niewiarygodna. Co nie dziwi, zważywszy na niewiarygodną ilość jej autorów. Zresztą bystrzejsi Czytelnicy już chyba zauważyli, że coś tu nie gra – jak stworzonka o życiu tak krótkim, że oderwanie się jabłka od gałęzi jest dla nich czymś tak niespotykanym, mogłyby stworzyć coś liczącego więcej niż kilkanaście zdań? Odpowiedź: nie mogłyby. Chyba że pisałyby wspólnie, tak jak tutaj, po kolei. Nie ma pewności, kto pierwszy podjął się wyzwania i poświęcił połowę życia na napisanie wstępnych, najbardziej wstrząsających słów (podobno nazywał się tak, jak pierwsza pojawiająca się tu postać, Igąsy), ale zainteresowanie, jakie wzbudził, szybko znalazło mu naśladowców, pragnących je kontynuować, uszczegóławiać i dodawać poprawki. W ten sposób zamiast zwartej, konsekwentnej całości, opisany ciąg wydarzeń jest raczej serią przemyśleń na temat owego upadku, wariacji na temat tych samych wydarzeń, kolejnymi wersjami opowiadanej fragmentami legendy, której przecież nikt nie miałby czasu przeczytać od deski do deski. Każdy sam wybiera sobie element, który najbardziej go interesuje, porusza, o którym chce się wypowiedzieć – czasami jest to melancholijna tęsknota za utraconym domem, czasami okazja do zmierzenia się z własnymi słabościami, innym razem niekończąca się podróż w głąb fascynującego świata Powierzchni, a czasem wreszcie ideologiczne rozważania z poziomu gałęzi na temat tego, co kryje nieprzenikniona mgła na dole*... Czytelnicy stają się tu nowymi autorami, których czytać będą przyszli czytelnicy.
Czasami uderzają w oczy nieścisłości, gdy ktoś postanawia rozwinąć słynną scenę, którą ktoś napoczął kilkanaście pokoleń temu, zgrzytają charaktery postaci i różnice w wydarzeniach, w zamian jednak stajemy się świadkami przemian obyczajowych i światopoglądowych, które na przestrzeni tych pokoleń miały miejsce, widzimy jak zmieniły się priorytety, odwaga w wyrażaniu się i spojrzenie na rolę literatury. Wcielając się w kolejnych, legendarnych już bohaterów, autorzy-czytelnicy wyrażają swoje wątpliwości na temat różnych zjawisk, dzielą się nadziejami, niepowodzeniami, fascynacjami, niekiedy będące chwilowymi myślami, a niekiedy odległymi przewidywaniami. Pomimo że Upadek nie opowiada o historii tej rasy, to jednak stanowi jej historię, pozwala nam przez samą siebie zobaczyć świat tymczasowego autora, którego ślad przeminie w ciągu kilku następnych stron. Pierwszy bezinteresowny wysiłek i talent dawnego autora i szacunek jego następców sprawił, że możemy przez nią przejść bez żadnej przerwy od starożytnej, legendarnej niemalże przeszłości do rzeczywistości obecnej, nowoczesnej, z pomocą metafor opowiedzianych tu wydarzeń. Wydarzeń będących konsekwencją nieszczęsnego upadku, które choć nigdy niedokończone (ani nie rozpoczęte, bo w okresie istnienia tej cywilizacji nie spadł nigdy żaden owoc) zmierzają wciąż do szczęśliwego zakończenia.
Cóż mogę zrobić? Polecam, bo drugiej takiej książki po prostu nie ma.

4 komentarze

  1. Czytałem, dość dziwna i chaotyczna książka. Ale dziwne, że w czasie istnienia całej cywilizacji nigdy nie było takiego wypadku. Naprawdę mieszkańcy tego jednego nie wiedzieli o innych owocach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że dziwne? :) Ale ich cywilizacja naprawdę istnieje zbyt krótko - podczas gdy owoce potrzebują, w przeliczeniu na nasze, kilku lat, życie przeciętnego mieszkańca trwa około stukrotnie krócej. Natomiast istnienie innych drzew owocowych podejrzewano i nawet niektórym udało się je zaobserwować, ale wciąż jednak pozostają to nieosiągalne obce światy, o których niewiele się wie...

      Usuń
  2. Muszę to przeczytać - sprawa ciągłości mi bynajmniej nie przeszkadza, komiksy i tak są pod tym względem gorsze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe porównanie. Być może... nieciągłość jest na podobnym poziomie. Na pewno jest za to więcej niż w nich, choć wiem, że komiksy potrafią zaskoczyć ;)

      Usuń