poniedziałek, 25 maja 2015

66.Zielone” (Inineniige Igsi Iwelii)

W domu Ingii Enwiinifi żyje sobie pewne stworzenie. Przypomina trochę ziemską roślinę, trochę grzyba, trochę bakterię, ale tak naprawdę nawet sam Ingii Enwiinifi nie ma pojęcia, czym to jest. Stworzenie przypomina korzeń ziemskiego drzewa, który zamiast włazić bardziej w ziemię, wypełza na zewnątrz, jednakże mocniej przylega do podłoża i ma kolor zielony. Ingii nie wie nawet, kiedy się pojawiło – było w jego domu od zawsze, ulokowane na styku kamiennej ściany z metalową, przez cały, porównywalny do naszych trzystu lat okres dwudziestu iliiwiniańskich miesięcy, stanowiący połowę życia Ingii. Nie żeby mu się to podobało – nie raz próbował pozbyć się gada, szorując ostrymi kamieniami, wypalając ogniem, próbując odcinać po kawałku czy starając się wykopać. Nic nie było w stanie w jakikolwiek sposób naruszyć struktury dziwacznej struktury, choćby zadrapać jego powierzchni. Oczywiście niby Ingii mógł się wyprowadzić, ale... w zasadzie nic go z domu nie wyganiało. Stworzenie po prostu tam było, siedząc jak wyjątkowo osobliwa ozdoba pokoju, nieruchomo, zawsze w tym samym rogu. Jednak Iliiwinianin, pomimo tego, że się nie wyprowadzał, martwi się, bo dziw nieco się zmieniał. Z ciekawości co jakiś czas bardziej się nim interesował i dzięki temu udało mu się zmierzyć, że przez pierwsze sześć miesięcy „ramiona” żyjątka wydłużyły się o jeden igsiil, równy mniej niż milimetrowi. Przez następne sześć natomiast o dwa igsille. Przez następne o cztery...
Jednym z największych cudów techniki Iliiwi jest dostępne dla każdego urządzenie stanowiące połączenie przepowiadacza przyszłości z wehikułem czasu – coś, co pozwala nam przelecieć kilka alternatyw przyszłości i powołać do istnienia tylko tę, która nam się podoba. Ingii Enwiinifi często jest pytany, dlaczego nie wykorzysta czaso-mysłu do usunięcia dziwactwa ze swojego domu, ale uparcie pozostaje przy swoim – nie zrobi tego i nie powie, dlaczego. Ale to nie jest prawda – Ingii już dawno wykorzystał możliwości dawane mu przez urządzenie, zarówno próbując zniszczyć zielone stworzenie za wszelką cenę, włącznie ze swoim domem, jak i sprawdzając opcję powiedzenia komukolwiek o swoich przemyśleniach oraz przenosząc się w najodleglejszą przyszłość w celu ich sprawdzenia. Niestety przewidywania potwierdziły się – jego zielony współlokator działał zgodnie z matematyką, nieosłabiony przez czas ani odległość. Po około siedemdziesięciu miesiącach, których już Ingii nie doczeka, wpływ dziwadła stanie się odczuwalny dla jego domu i naprawdę widoczny, natomiast po kolejnych siedemdziesięciu... Nie było jednak żadnego rozwiązania, ani jedna wersja wydarzeń nie dawała szans na ocalenie świata, tajemnicze paskudztwo zawsze przeżywało, niezależnie od tego, jak wiele nacji jednoczyło się, by je stąd wygryźć i jak wielu ludzi było gotowych zginąć razem z nim. Tym, co Ingii wybrał jako najrozsądniejsze, to zachowanie wiedzy na temat tego, co zobaczył, dla siebie, i wiara, że mieszkańcy Iliiwi wykorzystają pozostałe im kilka setek miesięcy na szczytne cele, szerzenie dobroci wobec siebie i zdobywanie doświadczeń, zamiast marnować je na wieczną walkę z czymś, czego nie można pokonać.

Trudno powiedzieć, dlaczego Inineniige napisał tę książkę, tym samym zdania krytyków są podzielone i bardzo różnorodne. Według niektórych jego zamiarem był horror psychologiczny oparty na wewnętrznej tragedii głównego bohatera i jego wizjach, w których miesza się to, co widział podczas swoich samotnych podróży, z tym, co po prostu przychodzi mu do głowy. Inni twierdzą, że to właśnie te abstrakcyjne, nierealne wizje były głównym celem artystycznym, a motyw niezwykłego stworzenia (które czasem też jest tu zaliczane do urojeń) jest tylko pretekstem do snucia cudacznych rozważań. Są też tacy (w większości pochodzący z konstelacji planet Imperium Zyngwozian), którzy twierdzą, że najmocniejszy nacisk został tu położony na motywy bitewne, całkiem często w tych wizjach się pojawiające, i że książka stanowi zachętę i pochwałę prób walki o własne życie, nawet jeśli nie ma to wpływu na nasze przeznaczenie. Nie chciałabym oczywiście sugerować wyższości którejkolwiek*, jednak do mnie najbardziej przemawia ta, zgodnie z którą zielone coś jest metaforą nieuchronnego końca, który w mniejszej czy większej skali stoi na drodze wszystkiego co robimy lub czym jesteśmy, i którego świadomość nigdy nas nie odstępuje. Mam wrażenie, że można bardzo dosłownie potraktować ostatnie wnioski głównego bohatera, który postanawia nie obarczać współrodaków wiedzą o zbliżającej się apokalipsie, pozwalając im się cieszyć życiem i wszystkim, co mają, i nie tracić sił na próbę zapobiegnięcia czemuś, do czego i tak musi dojść. Świadomość końca nie powinna nas zatrzymywać, ograniczać, bo myśląc o nim i bojąc się nie zyskamy czasu ani niczego innego. Autor zdaje się pochwalać beztroskie zapomnienie, w którym możemy się poczuć szczęśliwi oraz dawać szczęście innym, choć pozornie wydaje się to niezbyt mądre. Obawy i zastanowienie budzi jedynie Ingii Enwiinifi właśnie, który wie i już się tej wiedzy nie pozbędzie. Ukrywając ją przed innymi, a nawet niekiedy walcząc o to, by ktoś inny nie wykorzystał czaso-mysłu do poszukiwań, czyni się nieszczęśliwym i nie potrafi sobie z tym poradzić. Ma się wrażenie, że dręczy go odpowiedzialność za los całej planety, jak gdyby to on swoją decyzją wybrał dla niej zakończenie.
Coś bardzo frapującego, zastanawiającego i zyskującego dziwną iskierkę nadziei dokładnie wtedy, gdy przepadają ostatnie szanse na dobre zakończenie.


A na zakończenie – niespodzianka! Następna recenzja otworzy nam miesiąc czerwiec i tym samym będzie pierwszą z tematycznej serii Czerwiec z Intrawikiem aw Łelorą, który ponad rok temu podbił serca Czytelników książką Złodziej kamieni. Wierzę, że sprostam wyzwaniu i się Wam spodoba ;)


_______________
*Sam Inineniige Igsi Iwelii odżegnuje się jednakowo od każdej teorii, powtarzając uparcie, że nic nie pamięta. Co to idei i zamiarów tego zachowania interpretatorzy również nie są zgodni.

4 komentarze

  1. Moja ulubiona postać z tejże opowieści to zdecydowanie uwięziony pod ziemią Magnusor. Ani zły, ani dobry, mający swoje cele i dążący do nich. Jego historia była w dechę.
    O, miesiąc tematyczny! Na pewno będzie super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, drobny epizodzik (jeden z wielu zresztą), niewiele mający też związku z głównym wątkiem, ale wspaniale poprowadzony i naprawdę przejmujący.

      Postaram się, żeby ten miesiąc tematyczny był super ;)

      Usuń
  2. Hmmm, jakoś tak dziwnie się czuję po przeczytaniu recenzji, a jeszcze dziwniej po samej książce.
    Znowu dorwałem ciekawą edycję - okładka zawiera roślinę dokładnie tego samego gatunku, która też rośnie w tempie wykładniczym. Na szczęście jest zmodyfikowana tak, żeby rozmiar rośliny był ograniczony przez okładkę. Przy okazji dzięki temu książka jest praktycznie niezniszczalna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... A gdzie zdobywasz te wszystkie edycje? :D Może też bym niekiedy dla odmiany skombinowała sobie taką wersję rozszerzoną... Choć z tą rośliną to bym raczej nie wzięła, mimo wszystko.
      Dziwność zdaje się być ważnym elementem tej książki. Cały czas ma się wrażenie takiego jakiegoś sennego chaosu, nierealności i to nawet nie tylko z powodu wskakiwania co chwilę w alternatywną wizję czasu.

      Usuń