poniedziałek, 4 maja 2015

63.Pusty przystanek” (Numar Warsawio)

Mówi się, że kilka paradoksów nie jest w stanie zniszczyć Wszechświata; że pojawiające się epizodycznie sprzeczności wydarzeń, będące wynikami podróży w czasie, czy niespójności występujące przy okazji zetknięcia się nie pasujących do siebie wymiarów to maleńkie skaleczenia wpisane w jego naturę, które nie mogą zaburzyć jego stabilności. W jakiś jednak sposób Wszechświat musi sobie z nimi radzić. Musiało istnieć w nim miejsce, do którego spływają i gromadzą się zniekształcenia prawdopodobieństwa, punkt nieskończoności, który byłby czarną dziurą, gdyby opierał się na grawitacji i materii. Wonanonianie wiedzieli, gdzie się ono znajduje i jak działa. I trudno powiedzieć, skąd, skoro wcale nie przypominało ono mrocznego obiektu kosmicznego – z jakiegoś powodu prawa fizyki wędrujące po zakrzywionych torach nieprawdopodobieństwa uformowały się w najzwyklejszy przystanek. Przystanek, z którego – zapewne po każdej większej burzy paradoksów i kosmicznych zawirowań czasu – okazjonalnie, co parę dziesiątek ziemskich lat, losowo i nigdy nie wiadomo, kiedy, odjeżdżał autobus. Nikt nie wiedział, dokąd...
Książka wprowadza nas w wydarzenia w momencie, gdy na wiecznie pusty przystanek przywędrował Wonanonianin, niejaki Alwiris. To właściwie wszystko, co na tę chwilę o nim wiemy, poza tym, że przyniósł ze sobą cały bagaż ciężkich doświadczeń i problemów, które nie pozwalają mu wrócić tam, skąd przyszedł, a jednocześnie za najsensowniejsze z rozwiązań każą uważać wyniesienie się z tego Wszechświata przy pomocy tajemniczego autobusu, który, jak mówi mu intuicja, ma właśnie przyjechać. Choć autor niczego nie chce o nim zdradzić, widać, że Alwirisa drażni kilka dylematów, objawia się też wybiórcza amnezja, która zdaje się ukrywać przed nim najważniejsze odpowiedzi.
On sam jest zaskoczony tym, że nieprawdopodobny autobus naprawdę przyjeżdża. Jednak to, co widzi, sprawia wrażenie czegoś znajomego, jak gdyby sytuacji, którym niewiele brakowało, by się zdarzyć. Alwiris zdaje sobie sprawę, że pojazd niesie go przez alternatywne linie czasu i przychodzi mu do głowy niezwykła myśl – może wykorzystać tę podróż nie na ucieczkę, ale na naprawę błędów, które nie powinny mieć miejsca? Oprócz jasnych stron nie dają mu spokoju pewne lęki - czy to naprawdę możliwe, by tak po prostu przewidzieć przyjazd autobusu, którego nie ma? Czy to uczucie, że ktoś nim manipuluje, jest prawdopodobne? A może po prostu był już kiedyś na tym przystanku?

W tej historii niewiele jest fabuły. Składa się ona raczej z ciągu wyborów, które budują przyszłość i odkrywają przeszłość, określając zagubiony od początku kontekst teraźniejszości. Każdy krok może okazać się potwierdzeniem podejrzenia, możliwością sprawdzenia go lub podstawieniem całkiem nowego pytania, wyjściem na jaw zupełnie nowych zagadek. Początkowo jeszcze nadążamy za autorem i Alwirisem, który wysiada z autobusu na którymś z pierwszym przystanków, gotowy wpłynąć na porzuconą rzeczywistość. Problem w tym, że czas i miejsce, w których wysiadał, były już tylko odbiciem jego przeszłości, jedną ze ścieżek niedoszłych wydarzeń. Wtedy jednak przyjeżdża kolejny autobus i już wiemy, że nie możemy tutaj polegać na logice czy ciągach przyczyno-skutkowych, ale właśnie na decyzjach bohatera, który swoją upartością, dążeniami czy nerwowością może w jednej chwili wrzucić nas do innego świata lub tysiąc lat w przód. I niezmiennym, upiornym uczuciu, że kiedyś już to miejsce i czas widział, że nie jest tu przypadkiem i w jakimś stopniu wszystko, co się dzieje, zostało wykreowane dla niego. Pytanie o to, jak bardzo wrażenie to może być prawdziwe, traci znaczenie, gdy nie ma żadnego innego, którego można się chwycić, choć pozornie wszystko wydaje się przypominać zwykłą codzienność. Ktoś pozostawił mu tę męczącą część informacji w pamięci, zmieniając fakty w aluzje i podpowiedzi. Czy można przewidzieć losowość? Czy to się już kiedyś zdarzyło czy jedynie ktoś sprawił, tylko on ma takie wrażenie? Kiedy kolejne przypadki przeprowadzają go od kolorowych lasów przez jasne miasta aż do najodleglejszych pałacowych sal i zimnych ukrywanych przed wszystkimi laboratoriów, okaże się, jak bardzo wszystkie te wykluczające się odpowiedzi mogą się uzupełniać.
Historia zagadka, która prowadzi nas, podobnie jak nieprawdopodobny autobus prowadzi Alwirisa (a może odwrotnie?). Puzelki wydarzeń, które choć nierzeczywiste, dają się rozumieć, i pomimo że dają się rozumieć, wprawiają nas w coraz większy szok zestawiając się ze sobą nawzajem.

4 komentarze

  1. Metafizyka - coś, co lubię :) Niezłym motywem jest też ta swoista pętla czasu, osobiście na końcu książki miałem wrażenie powrotu do początku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas ma tu duże znaczenie, w sporym sensie większe niż metafizyka - jest chyba jedyną wartością, która pozwala to wszystko poukładać (kiedy już się wie, o co chodzi) i jedyną, której brak bardzo boli (kiedy się jeszcze nie wie).
      A wrażenie na końcu to niezupełnie jedynie wrażenie, jeśli dobrze wyłapałeś ostatnią połowę rozdziału ;)

      Usuń
  2. Czasami korzystam z tego przystanku - wiem, że autobus przyjedzie chociaż, zgodnie z prawami fizyki nie powinien. A kiedy się pojawi jestem zaskoczony i mam nadzieję, że pojedzie kilkanaście minut w przeszłość.
    Chciałbym przeczytać. Wygląda na zakręcone i zaskakujące. Nawet nie wiem, czego się spodziewać...na pewno zdobędę ziemską wersję. Czy Jan Kaszanka już się tym zajął?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Kaszanka już się wgryza w temat, choć ja czytałam wersję kogoś innego, Ismalowra Ka Pigsera - wielbiciela trudnych, kombinowanych słów i wieloznaczności. Czyli dzięki niemu książka Pusty przystanek była jeszcze bardziej... pustoprzystankowa. Ale wersję Ommaghy też chętnie zobaczę.
      Ale... Zaraz,korzystasz z tego przystanku? Nie mów, gdzie? :D

      Usuń