poniedziałek, 29 czerwca 2015

71.Instynkt” (Intrawik aw Łelora)

Tak oto dotarliśmy do ostatniego tomu serii przygód Juno Jowtli, a wraz z nim do ostatniego żywiołu z układanki Intrawika aw Łelory, czyli tak zwanemu instynktowi...

Pomimo, że różnice między roślinami z Ziemi oraz Karwilane występują niezaprzeczalnie, można powiedzieć, że instynkt stanowi w nich dokładnie to samo – to, co Ziemianie, a także bardziej wyedukowani Karwilanianie nazywają ogólnie tropizmem. Nowoczesne nauki tej planety już dawno rozwiązały zagadkę tajemniczej inteligencji liściastych włosów i wypustek, które niezależnie od woli ich właściciela dostosowywały swoje ustawienie do okoliczności, przede wszystkim światła i grawitacji. Dowiedziono, że odpowiadają za to niektóre komórki, posiadające zdolność reakcji na bodźce, dzięki której bez pomocy żadnych mięśni są w stanie szybko zwiększyć swoją objętość i wygiąć w danym miejscu całą roślinę. Co nie zmienia faktu, że przez całe (o wiele krótsze, pamiętajmy) tysiąclecia zjawisko to uważano za nieznaną siłę, łączono z bóstwami i magią, a wielu Karwilanian do dziś zalicza ją do żywiołów i samemu sobie składa ofiary.

Wstęp w pierwszej chwili sprawia wrażenie, jakby autor chciał naprawić pewien brak w poprzedniej części – pierwszą postacią, jaką spotykamy, jest nie tak jak zawsze Juno, ale sam Uwoskammu. Spacerując od pnia do pnia w jednej ze swoich fortec pierwszy raz waha się on, rozmyśla nad swoimi ostatnimi działaniami i zastanawia, czy jego decyzje były właściwe. Nie pozostaje wątpliwości, że jest to coś naprawdę strasznego, co będzie miało wpływ na przyszłość całej planety, myśli te nie wychodzą jednak poza ogólniki i nadal nie wyjaśnia się nic ponad to, czego domyślaliśmy się od początku. I to, czego dowiedzieliśmy się na końcu – Juno, jeszcze niedawno zagubiony wraz z Rardem wśród wyschniętych drewnianych badyli i prowadzących donikąd pustyń, teraz stał przed czymś, z czym jego umysł nie mógł sobie poradzić. Sytuacja wyglądała coraz gorzej – wody dookoła było coraz mniej zarówno w ziemi i powietrzu, a nieprzygotowany na dłuższą podróż detektyw stał przed niemiłym wyborem, czy przeć dalej przed siebie i narazić się na wysuszenie, czy wrócić do nieprzyjaznej wioski. Ale czy był sens jeszcze czegokolwiek tutaj szukać?
Jak się okazało, był – wymarły las zamieszkiwały dziwaczne istoty rośliny – zielone jak on i zbudowane z liści – ale nie-rośliny – bo oderwane od powierzchni, wyposażone w liczne kończyny i poruszające się energicznie po gałęziach. Nie przypominały ociężałych mieszkańców Królestwa Liści u kresu życia, którzy swój czas na drzewie mieli już za sobą i teraz poruszali się jedynie z wiatrem, powoli tracąc kolor. To było coś zupełnie innego, coś co nie powinno istnieć. Stworzenia, z którymi w dodatku nie można się było dogadać, reagujące tylko na światło, na dotyk, jednak nie odzywające się, jakby pozbawione rozumu i nie zwracające na obcych uwagi. Juno nie mógł zrozumieć, kim są, jednak obca-nieobca forma życia zafascynowała go, zdumiewała bijąca od niej sztuczność. Nie wiedział, że czas na ewentualne badania szybko się kończy i to nie tylko z dramatycznego dla niego i Rarda braku wody, ale bardziej z powodu kilku grup poszukiwawczych, dowodzonych nie tylko przed rządnych sprawiedliwości sędziów, ale też przez Fradleha Mogaca Gonpfi, który nauczony ciężkimi doświadczeniami z Nieprawdziwego deszczu jest gotowy spalić na swojej drodze wszystko, co wygląda podejrzanie. Ale wkrótce z nieba przyleci także ktoś znajomy i bardzo bliski Juno...

Książka ta zaczyna się bardziej wywrotowo niż którakolwiek inna. Uwoskammu ma wątpliwości? Obawia się zniszczenia planety? Czyżby (co wyjątkowo zdumiało karwilańskich czytelników) nie był już zainteresowany spaleniem rozpalonym metanem wszystkich zamieszkałych planet tego zespołu układów planetarnych? Aw Łelora wychodzi tu z ram, które sam postawił, żeby teraz zamieszać w głowie Karwilanianinowi, gotowemu na zawsze jedyne możliwe zakończenie. A to dopiero początek – nie dość, że Uwoskammu tym razem nie chce niszczyć, to okazało się, że jedna nieprzewidziana sytuacja i chwila słabości sprawiła, że tym razem to „ci dobrzy” zapałali rządzą zniszczenia wobec niewinnych rezydentów wysuszonych lasów. Zresztą przez połowę historii owa ich niewinność jest poddawana wielu próbom – bo jakim sposobem same utrzymują się przy życiu, jeśli nie mają nic wspólnego z kradzieżą wody? Dlaczego zachowują się tak, jak się zachowują? Kiedy już zresztą przestają być tajemnicą i dowiadujemy się o nich prawdy, ta prawda jest wystarczająco straszna, żeby ich nie lubić. W końcu czy to, że są dziełem Uwoskammu, powstałymi z połączenia instynktowych części innych roślin, nie powinno przesądzić o ich losie?
A jednak Juno ma inne zdanie. Pierwszy raz naprawdę nie waha się otworzyć na to, czego jeszcze nie widział, poznawać dzielące ich różnice, próbować nawiązać kontakt. Stał się naukowcem, który choć miał ograniczone możliwości i coraz mniej sił, chciał się dowiedzieć, skąd tajemnicze stworzenia się wzięły i jaki jest ich związek z brakiem wody. Co zresztą uratowało mu życie, bo bez nich nie odnalazłby (i nie domyśliłby się istnienia) kolejnego szokującego wynalazku swojego wroga, jakim było zebranie całej wody w postaci wydzielonej sztucznie rzeki. Pomimo że logicznym byłoby zniszczyć nierozumne istoty, będące w końcu częścią planu najmroczniejszej postaci na Karwilane, o których nic nie było wiadomo i które nie wydawały się potrzebne, jest gotowy bronić ich przed tymi, po których stronie powinien stanąć. A także przed tymi, po których stronie zdecydowanie stanąć nie powinien, bo w końcu i chce się ich pozbyć także Uwoskammu, także przejęty tym, co uzyskał i jak bardzo eksperyment, mający mu usługiwać i grzecznie władać planetą, wymknął się spod kontroli.
To wyjątkowy odcinek, pełen wątpliwości i lęku, które ma tutaj każdy, która zmienia plany, charaktery, wymusza w nas to, czego byśmy się po sobie nie spodziewali i miesza ze sobą wszystko, doprowadzając do nieprawdopodobnego. W takich sytuacjach tylko całkowita pewność co do słusznej drogi może nas uratować i Juno, który nauczył się już wystarczająco dużo o sobie i o świecie, tej pewność już nabrał.


Mam nadzieję, że Wam się podobało, podobnie jak cała seria ;) Że planeta Karwilane stała się Wam bliższa, a rządzące nią mechanizmy i tradycje, zaciekawiły Was i zainteresowały. Mnie bardzo, przyznam, że mnie samą zaskoczyło jak bardzo zaprzyjaźniłam się z Juno. Może aw Łelora jeszcze coś z nim kiedyś napisze pod naporem próśb wielbicieli?

4 komentarze

  1. Brak mi trochę jakiegoś (tfu, makaronizm) cliffhangera na końcu, ale całość i tak wymiata. Strasznie mi się spodobał motyw z ta gadającą kulką.
    "- Czym ty jesteś?
    - A ty?
    - Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
    - Dlaczego?
    - A dlaczego nie?
    - Poddaję się"

    Mocne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tuż przed początkiem tego całego bałaganu z wyjaśnianiem (?) całej sytuacji. Dziwnie opisuje sztuczność tworów Uwoskammu, a jednocześnie ich nieporadne próby odnajdywania własnej tożsamości.

      Usuń
  2. Myślę, że przeczytam. Ciekawie się to rozwija, zwłaszcza dziwne stwory w lesie.
    Napisałbym do Łelory, ale mail przeciętnie idzie 460 lat, więc chyba poczekałbym trochę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wysyłanie wiadomości w kosmos za pomocą tradycyjnych fal elektromagnetycznych może trochę zająć, na szczęście wehikuły czasu już się w pobliżu Karwilane dość mocno rozpowszechniły ;)

      Usuń