poniedziałek, 9 marca 2015

55.Stworzona, by kochać” (Rowru Antg)

Ta recenzja zdecydowanie nie miałaby szansy powstać bez wytężonej i bardzo dogłębnej pracy szanownego Jana Kaszanki.

Całym życiem głównej bohaterki o imieniu Ef Lona były... reklamy. Dokładniej występujący w nich wybieracz do odzieży, Op, którego niekończące się zalety i łatwość użycia prezentowała na ekranach milionów widzów na całej planecie Tetun kilkanaście razy każdego krótkiego dnia z niezmienną pasją i uczuciem. Nie, nie była doświadczoną aktorką. Nie była właściwie w ogóle człowiekiem, choć nie była też maszyną - była raczej czymś pośrodku. Żeby to zrozumieć, trzeba wiedzieć parę rzeczy o tym, jak specyficznym biznesem była tam telewizja.
Techniki przekazu audiowizualnego na Tetunie rozwinięto do perfekcji nieporównywalnej z ziemską, jednakże coś takiego, jak aktorstwo, nie było tam w żadnym stopniu tolerowane. Widzowie oczekiwali bezwzględnej szczerości, prawdziwości, wiary postaci w to, co mówią postacie na wizji, w przeciwnym wypadku uważając to za karygodne oszustwo i kpinę. Dlatego o ile wszelakiego rodzaju serwisy informacyjne, filmy dokumentalne i transmisje rozwijały się w podobny sposób, co u nas, o tyle podejście do nagrywania „sztucznych” seriale, a szczególnie reklam, poszło tam w zupełnie innym kierunku. Nie można mówić szczerze o tym, co jest celową fikcją, co nie istnieje, podobnie nie można szczerze reklamować produktu ze świadomością jego wad, które z pewnością przecież posiada. Co jednak, jeśli stworzyć istoty, które nie były tych wad i fikcyjności świadome? Jeśli wychowywałyby się w świecie idealnym opartym na tym, o czym mówią i o czym nie potrafiłyby myśleć inaczej niż w superlatywach?
Rozwijająca się dotąd powoli, acz skutecznie, inżynieria genetyczna, dała nowatorskim producentom natychmiastową szansę do przetestowania tej tezy. Równolegle do prawdziwej rzeczywistości, zaczęło powstawać tysiące mikroświatów opartych o odpowiednio spreparowany sens istnienia i system wartości oraz zamieszkiwanych przez specjalnie zaprojektowanych ludzi o sposobie myślenia, który pozwoli im naturalnie się w owym sensie i systemie wartości orientować. To właśnie jeden z takich światów zamieszkuje Ef Lona. Jest ideałem reklatonki, uważającej biel i zapach za najwyższą wartość pod słońcem i marzącej tylko o tym, żeby jej ubrania nigdy nie poszarzały. Wszystkim, czego potrzebuje jest Op, który z jej punktu widzenia zapewnia jej szczęście, spokój i lepsze jutro.
Wszystko do czasu, gdy istota działania reklam dociera do oglądających. Mikroświaty stają się kontrowersyjnym tematem debat, jednak jeszcze przed ich zakończeniem twórcy programów, żeby uniknąć odpowiedzialności, załamują się i otwierają je, zmuszając reklatonów do przeniesienia się do rzeczywistości, która jest dla nich (i dla ich psychiki) kompletnie obca i niezrozumiała, wręcz niekompatybilna. Przed Ef Loną staje zadanie, o którym jej twórcy nawet nie pomyśleli, a które jest dla niej nie do przeskoczenia - ma się nauczyć żyć w świecie bez wybielacza, gdzie nie wystarczy zrobić pranie, żeby wszystko skończyło się dobrze. Dziewczyna nie poddaje się jednak - podejmuje się heroicznej walki odszukania nowego sensu życia i czegoś innego, co mogłaby bezkreśnie kochać...

Można powiedzieć, że tak naprawdę, w chwili, gdy Rowru Antg pisał tę historię, Tetunianie stali o krok przed podjęciem decyzji, która doprowadziłaby do stworzenia czegoś w rodzaju reklatonów. Nigdy nie mógł znieść ciemnoty swoich współrodaków, którzy nie pojmowali idei sztuki i fikcji, z góry zaliczając każdą rozbieżność od faktów do podłego kłamstwa. Także, zresztą, i tę w jego książce, za co mu się mocno oberwało, jednakże już nie od wszystkich. Wizja świata podzielonego na pół, w którego jednej części prawdą jest prawda, a w drugiej dowolna fikcja, była wystarczająco sugestywna i zapoczątkowała, burzliwy początkowo, zwyczaj dyskutowania i interpretacji. Rowru nie był co ciekawe pierwszym, którego dręczył możliwość i skutki tego rodzaju manipulacji nad ludzkim umysłem - wielu jego poprzedników rozważało wewnętrzne wypaczenie istot żyjących w serialach kryminalnych i komediach romantycznych. Ale to dopiero świat reklamowy, o wiele mniejszy i niewiarygodnie ograniczony psychicznie, dał czytelnikom na całej planecie do myślenia, jednocześnie przerażając ich, zasmucając i powodując jakiś bolesny komizm. Bo chyba nie ma tu jednej sceny, która nie łączyłaby w sobie wszystkich tych emocji. Tragikomiczna jest dla nas zarówno Ef Lona tryskająca radością pod koniec pięciominutowej reklamy, nagrywanego na żywo fragmentu z jej dnia codziennego, gdy niedoczyszczone brudne pranie groziło rozstaniem z największą przyjaciółką, jak i Ef Lona załamana, gdy krótko po trafieniu do prawdziwego świata męczy się z pojęciem problemu, dlaczego nie udało jej się zdobyć serca przystojniaka na ulicy, gdy pochwaliła śnieżną biel jego bluzki. Autor nie pozostawia nam wątpliwości, że pomimo iż tworzenie takich światów i utrzymywanie ich istnienia zdaje się okrutne, to nie jest rozwiązaniem po prostu otwarcie ich i pozwolenie ich mieszkańcom żyć, bo oni już żyć i myśleć w naszych znaczeniu tych słów nie będą potrafili. Inna prawda, do której zostali przystosowani, ułożona ze specjalnie okrojonych, subiektywnych cech całości, nie da się zastąpić przez żadną inną, jakkolwiek byłaby nielogiczna i wypaczona. Z drugiej strony dla nas taka prawda nadal będzie nieprawdą, do której nie przekona nas nawet nieskazitelna szczerość reklatonki.
Książka, która, jak się rzekło, na każdym kroku smuci, przeraża i wzbudza absurdalny uśmiech. Próba zrozumienia tego, czym kieruje się Ef Lona, jest dla nas za każdym razem tak samo ciężka, jak dla niej, gdy patrzyła na nas.

6 komentarzy

  1. Mój ulubiony moment to zdecydowanie scena, gdy bohaterka staje się świadkiem morderstwa. Wspaniały przykład szoku. Choć nie pojąłem do końca, czemu zabójca "kazał wszystkim chronić swe portety."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, szczególna scena. Pomimo że to już blisko końca książki i Ef Lona nauczyła się już całkiem nieźle orientować w nowym świecie, z powodu paniki nadal nie może przyjąć do wiadomości, że przed śmiercią nie uratuje nikogo śnieżnobiała bluzka, która tutaj wyraźnie staje się dla niej synonimem czegoś więcej...
      Te portrety były jednym z paru niejednoznaczności, dla których Anwol Jeha Ommagha nie zdołał znaleźć u nas wystarczającej analogii. Generalnie słowo to jest na Tetunie ogólnym określeniem dla naszego jestestwa, osobowości. Z drugiej strony jednak w kontekście telewizji odnosi się do tego, co ukazuje ekran, kiedy w niej występujemy, z naciskiem na przekazywaną przez nas prawdziwość, szczerość. To, co powiedział zabójca, jest trochę paradoksalne i jest efektem jego buntu wobec wpuszczenia "propagatorów kłamstw" do ich świata - każe wszystkim walczyć o szczerość tego, co mówią i robią, nie pozwolić, żeby ich obrazy telewizyjne były udawane. Pomimo że przecież reklatony (w tym ten zamordowany przez niego) nie udawał.
      Albo po prostu Anwol pomylił portret z portfelem - już mu się kiedyś chyba zdarzyło...

      Usuń
  2. Ta książka ma opinię tworu dla masochistów właśnie przez ten tragikomizm. Nawet nie pochodzący z Tetuny przeżywali wszystko bardzo emocjonalnie. Ty też miałaś takie doświadczenia z tą książką?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla masochistów? Gdzieś ty wyczytała taką skrajność? Książka jest bardzo emocjonalna i w tym bolesna, ale o to przecież chodzi w dobrze napisanych dramatach. Ciężko przejść obojętnie obok losu osoby, która nagle odkrywa u siebie niepełnosprawność psychiczną, która uniemożliwia jej właściwe interpretowanie tego, co ją otacza, właściwe myślenie o tym, choć przecież zawsze wszystko było w porządku i pozornie nic się nie zmieniło... Mną to bardzo wstrząsnęło. Przyglądanie się reklatonom powodowało jakiś dziwny ciężar, tym bardziej, im banalniejsze zdawało się zestawienie ich z nową rzeczywistością. Tak, to było emocjonalne, bardzo, i niezapomniane, i jest to wielka zaleta. Mam nadzieję, że przeczytasz i się przekonasz :)

      Usuń
  3. Wow :o
    Czy Rowru Angt należał na pewno do tego samego gatunku? Niechęć do jakiejkolwiek fikcji była uwarunkowana genetycznie, czy kulturowo? Stawiam na to drugie skoro część Tetunian potrafiła to przełknąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Rowru pochodził z planety, o której pisał, a to, że był jednym z tych, którzy nie odwracali się od tego, co się potocznie uważało za złe, jak dobrze zauważyłeś, nie było genetycznie warunkowane. Była to po prostu kwestia moralności, wychowania, ogólne przyjęte zasady na temat tego, czego się nie powinno robić, co robić wypada i za jakimi granicami zaczyna się niedopuszczalna obraza. Takich granic jest na każdej planecie i w każdym kraju wiele, także u nas, tylko że ich skutki i wpływ są bardzo zróżnicowane.

      Usuń