poniedziałek, 2 marca 2015

54.Działa – nie działa” (Lonion Orewi)

Kiedy jakaś maszyna nie działa, wydaje się logiczne, że ktoś zaraz ją naprawi. Zaraz może być różnie rozumiane i wahać się od kilku minut do wielu dni, a nawet miesięcy. Jednak nie na planecie Uhitaln. Gdy ambitny król rodu Wspaniałych Mechaników, Pawrosteao zbudował pewnego razu system, którym chciał połączyć wszystkie elektroniczne urządzenia na świecie, i po wprowadzeniu go do miejskich sieci pojawiła się usterka, nikt nie podejrzewał, jak wiele czasu minie, gdy w końcu zostanie usunięta, oraz później, co owa naprawa za sobą pociągnie.
Początkowo, ma się rozumieć, nikogo nie cieszyło coś, z czego nie było żadnego pożytku, co marnowało czas, mieszało w danych, a co potrafiło wyświetlać jedynie dziwne błędy i przeprosiny na każdym publicznym ekranie. Niepoprawności nie udało się znaleźć, podobnie jak sposobu na łatwe i pozbawione konsekwencji usunięcie wadliwego systemu, dlatego ród Wspaniałych Mechaników odszedł do historii w niezasłużonej niesławie. Z czasem jednak blade, pełne pstrokatych napisów wyświetlacze stały się częścią miejskiego krajobrazu. Programy witały każdy nowy dzień próbą uruchomienia się i paroma restartami, nieporadnie pobierały aktualizacje ze wybrakowanych adresów, aż wreszcie, regularnie co osiemdziesiąt uhitalniańskich minut wyświetlały smutny komunikat o niemożności ukończenia operacji, stając się metodą pomiaru czasu i znacznikiem położenia geograficznego do późnej nocy, gdy cała sieć zawieszała się na amen. Z czasem awarie systemu stały się oczywistością i twórcy domowych urządzeń, nie zastanawiając się już nad abstrakcyjnym pojęciem ich naprawy, zaczęli dostosowywać swoje programy do nowych warunków. Co prawda aplikacje użytkowe wykonywały o wiele więcej funkcji niż wyświetlanie jednej informacji, jednakże chętnie korzystały z częstotliwości, z jaką pokazywał je program nadrzędny, z doskonale zaszumionych liczb losowych, powstających w miejscach, w których próbował coś zapisać, z list okolicznych tele-urządzeń, gromadzących się bezwiednie w jego pamięci... Pojawili się fascynaci niedziałającego systemu, dopatrujący się w jego przypadkowości objawów samodzielności, subiektywności, poszukiwań swej własnej drogi interpretacji świata. Kiedy wreszcie pojawia się ktoś gotowy do przywróceniu, czy raczej: nadaniu mu stanu używalności, na jego drodze staje praca niezliczonych ilości urządzeń i maszyn, których programy, dzięki jego niedeterministyczności i oderwaniu od sztywnych wymagań, wytworzyły własny wirtualny świat, bliski sieci sztucznej inteligencji, która może być zdolna do zrozumienia istot żywych i przywrócenia porządku na świecie. W końcu od czasów rodu Wspaniałych Mechaników minęło ponad dwadzieścia milionów ziemskich lat.

W pierwszej chwili, gdy poznajemy Kirlira Aniwasa Somsę - bo to właśnie on ma być tym śmiałkiem - nie widzi on w komputerach nic poza samą specyfikacją. Jeśli coś zachowuje się tak, jak to pomyślał autor - jest w porządku i urządzenie działa, w przeciwnym wypadku - nie działa i trzeba je naprawić. Nie interesował go kontekst i środowisko, w jakim jego "pacjent" się obraca, to, co go otacza, i jak według tego otoczenia jest odbierany. Jasnym celem był tylko bajeczny rozkwit techniczny, do którego prostą drogą miał prowadzić niedokończony projekt Pawrosteao. Bezgraniczne porozumienie komputerów na całej planecie, pozwalające na tak idealne rozporządzanie jej zasobami i efektywne spełnianie potrzeb mieszkańców, jakie nie było możliwe nigdy wcześniej. Tylko dlaczego nikt się nie cieszy?
Otoczenie stanowiły nie tylko programy, ale także ludzie - na zamiar ingerencji w ich codzienność patrzyli nieprzychylnie nie tylko sentymentalni filozofowie, ale i ci, którzy się nad nią nigdy dotąd nie zastanawiali. To z myślą o tych ostatnich Kirlir podjął się zadania i właśnie w zetknięciu z ich obawami zaczął się wahać. Wizja naprawienia miejskiej sieci już dawno straciła dla nich realne, nieidealistyczne znaczenie i dziś dbali tylko o to, by nie zachwiać stabilnością tego, co już jest. Bo jeśli zniknie program, nadający porządek (jakże nieuporządkowany!) ich rzeczywistości, to co zostanie? Przed Uhitalninem staje niezwykła decyzja, która nie zależy od jego umiejętności (które niewątpliwie miał), ale od woli zmieniania świata. Czy to, co jest lepsze, naprawdę jest lepsze? Czy dla tej subiektywnej poprawy warto poświęcić to, co nie jest doskonałe? Czy wolno mu decydować w imieniu całej ludzkości, co będzie dla niej właściwe? A co, jeśli zmiana decyzji nie jest już możliwa?
Dla ciekawych niespodzianek, jakie mogą się rozwinąć w źle działającym komputerze, i tego, jak bardzo mogą od nich zależeć losy świata.

8 komentarzy

  1. Niezła książka - filozoficzne sci-fi to rzadkość. Podoba mi się narracja i to, że finał ujawnił, iż to jeden z drugoplanowych bohaterów. Opowiadający wydarzenia z perspektywy po zakończeniu akcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narracja jest ciekawa - dopiero na końcu widać, że narrator nie jest wszystko wiedzący, tylko jest jednym z fizycznych obserwatorów. Choć jednak wie bardzo dużo. Ale dobrze, że do końca nie zdradza, jak to się skończy. Zresztą i na koniec też jest jakoś niezupełnie jasno.

      Usuń
  2. Och, "Działa - nie działa"! Książka, która przez wielu uczonych uważana jest za interesujące studium początków dyktatury, choć sam Aniwas Somsa nie jest wcale dyktatorem! Właściwie niektóry interpretują jego ostateczną decyzję jako objaw szaleństwa, w które popadł pod wpływem agresji, która na niego spadła; albo jako wstęp do megalomanii. To, że opisywane zdarzenie pozbawione jest refleksji bohatera, pozostawia miejsce do interpretacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie, jest tu co analizować, bo przecież nikt nie planował dyktatury - ani Kirlir, ani Wspaniali Mechanicy, ani programy, które rozwinęły się na ich systemie miejskim... Wszyscy chcieli jak najlepiej (może za tajemniczym obserwatorem, o którym wspominał Capitano wyżej). A jednak jakąś decyzję trzeba było podjąć i choćby zrobiono to przez demokratyczne głosowanie, obie decyzje spychałyby stronę o odmiennym zdaniu na margines, który musiałby się bezwarunkowo podporządkować władzy, działającej dla dobra drugiej strony. Miejsca na kompromis nie było.

      Usuń
    2. A słyszałaś, że fani tej książki wymyślili strasznie zawiłą teorię? Że niby Wspaniali Mechanicy specjalnie nie naprawiali komputerów, bo chcieli zdobyć świat... czy coś takiego.

      Usuń
    3. Coś obiło mi się o uszy, ale... to było zbyt zawiłe, bo to zrozumieć :p Ale tak, sugestia tak szeroko zakrojonej manipulacji (że celowo nie działa, bo doprowadzi to do tego i tego, kiedy oni niby to będą kombinować, jak ją naprawić, e-mikro system zdobędzie planetę, a kiedy będzie się wydawało, że zagraża im wprowadzając poprawki, nadal działa według ich pokrętnego planu) to bardzo cwana koncepcja. Szkoda, że sam Lonion się o niej wypowiedział, ale ponoć sam był pod wrażeniem...

      Usuń
  3. W moim ziemskim mieście używa się wyjścia z podobnego systemu zamiast stałych - można polegać na tym, że nigdy nie działa. Dużo bardziej, niż na stanie pamięci RAM. A Uhitalnianom poleciłbym uruchomienie systemu NieDziałaj2.0 (jakoś tak się nazywał, prawda?) na maszynie wirtualnej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, fakt, że coś na pewno nigdy nie działa, to ważny pewnik :) Wiele urządzeń z Uhitalnu uczepiło się jej jako pewnikowej prawdy, której wartość stosowały do porównywania i przypisywania zmiennym.
      Hehe, Uhitalnie potocznie nazywali ten system per Terwopiglaprosmiklanik, czyli w sumie tak, można przetłumaczyć to jako NieDziałaj. Ale dlaczego 2.0, skoro nikt od milionów lat nie zdołał go ruszyć? :p
      Na maszynie wirtualnej... A skąd wezmą wirtualną planetę?

      Usuń