poniedziałek, 31 marca 2014

06.Sztuczni ludzie” (Ossa ny Urahtla)

Spokojne życie Mikona del Ele, wypełnione dotąd pracą oraz troską o żony i potomków, zmienia się gwałtownie z powodu pewnej popołudniowej transmisji wiadomości kręconej na żywo w okolicy jego jaskini. Mianowicie dostrzega w ich tle wypadek motokołowy i poszkodowanego strącanego z urwiska. Wypadek o tyle dziwny, że całkowicie niezauważony przez relacjonujących inne wydarzenia dziennikarzy i kilkunastu gapiów oraz totalnie zignorowany przez samego sprawcę. Kiedy jednak zdenerwowany Mikon w ciągu minuty lub dwóch dobiega na miejsce, nie ma tam już najmniejszego śladu ani po rannym, ani po ekipie telewizyjnej. Nic nie zauważyli także przechodzący tamtędy akurat spacerowicze, oczywiście za wyjątkiem tych, którzy dopiero co odeszli od telewizorów i nie mieli wątpliwości, że autorzy programu najwyraźniej zdążyli już się spakować...
Wspomnienie nieznajomej postaci nie daje głównemu bohaterowi spokoju. Swoje początkowe dążenia do znalezienia poszkodowanego lub też kierowcy szybko jednak zamienia na podejrzliwość wobec redaktorów telewizyjnych, których nigdy dotąd nie udało mu się spotkać, nawet gdy ich transmisje, wywiady czy zdjęcia dotyczyły jego najbliższego sąsiedztwa. Obserwacje i pytania Mikona przenoszą się z okolicznych relacji na seriale telewizyjne, ogólnonarodowe imprezy sportowe i relacje z siedziby prezydenta. Zastanawia się, co właściwie widzi na wydrukach i słyszy w rozgłośniach dźwiękowych. Dopiero wyjątkowy zbieg okoliczności sprawia, że zostaje uznany za jednego z pracowników telewizyjnych i wprowadzony w świat, o którego istnieniu nawet nie miał pojęcia, ponadto dowiadując się tam o nieistnieniu mnóstwa rzeczy, o których pojęcie miał.

Można myśleć, że jest to kryminał, jednak wątek tajemniczego wypadku szybko się wyjaśnia i na długo urywa, a uwaga powieści przekierowuje się zupełnie w inną stronę. Wraz z Mikonem del Ele trafiamy do miejsca, które umożliwia mu obserwację pozornie dobrze sobie znanej prostej i jasnej rzeczywistości planety Ksaksji z całkiem innej perspektywy - z perspektywy mediów, które nie manipulują faktami i prawdą, ale powołują je do istnienia, projektują najkorzystniejsze i najbardziej chwytliwe wydarzenia, kreują nazwiska. Mikon już przy pierwszej lepszej okazji dowiaduje się, że nie miał miejsca żaden wypadek, ale też nie było wizyty dziennikarzy w jego mieście, ani też motokołowcy, dziennikarzy i gapiów, którzy zostali stworzeni specjalnie dla tej audycji. A to dopiero początek. Z czasem, gdy Mikon przypomina sobie o zagadce wypadku na nagraniu i postanawia odnaleźć grafika, który (celowo?) zaprogramował jego treść, trafia na schemat budowy kandydata na idealnego prezydenta...
Co ciekawe, jednym z najciekawszych i najbardziej wciągających elementów historii jest, tuż obok zakręconej fabuły, sam Mikon. Pomimo narastającej ciekawości, a wraz z nią i szoku, raz po raz wytrącającego go z równowagi, bardzo zgrabnie idzie mu udawanie naiwnego scenarzysty-nowicjusza (zapewne dlatego, że na co dzień zajmuje się wydobywaniem węgla, co w jego stronach wymaga nie lada sprytu). W ten sposób zagłębia się coraz bardziej w sens tego, co uważał dotąd za prawdę. Zabawne jest, jak i o co zagaduje mijanych pracowników, jak wykorzystuje przeciwko nim ich własną gadatliwość, co stanowi dobry kontrast do niekiedy przerażającej powagi sytuacji, o której słyszy. Szczególne wrażenie robi jego popisowa obojętność, gdy zostaje wciągnięty w cyniczną naradę na temat następnego odcinka popularnego reality show i projektów nowych kłótni pomiędzy parą jego idoli. Potrafi on jednak nie tylko ukrywać się i robić uniki - prawda o zbliżających się wyborach sprawia, że pojawia się w nim poczucie obowiązku i odwaga. Do tego po wielu godzinach wędrowania po siedzibie mediów w jego plany wtrąca się tęsknota za rodziną.
Trudno powiedzieć, co w tej książce bardziej zdumiewa - fantazja niewidzialnych władców Ksaksji, pomysłowość Mikona (który niekiedy okazuje się niegorszym manipulatorem niż jego wrogowie) czy może ignorancja i bezkrytyczny sposób myślenia większości Ksaksjan (fragment, gdy cała rodzina, zamiast wyjrzeć przez okno, ogląda w telewizji pochód, odbywający się rzekomo na sąsiadującej z ich jaskinią ulicy, niezapomniany). Nie mówiąc już o samych pomysłach tych pierwszych, które raz są śmieszne, innym razem bezczelne, ale w osłupienie wprawiają niezmiennie. Szkoda jedynie, że melodii piosenek, które jako jedyne musiały naprawdę zostać przez kogoś napisane i wyłamywały się z tego systemu, nie udało się zapisać "na tekście" tak jak w oryginale. Ale, podążając za myślą autora, być może wcale nie trudno byłoby nam sobie samym wmówić, że ta melodia jest.

12 komentarzy

  1. Czytałem. Coś niesamowitego. Jeszcze nigdy nie natrafiłem na antyutopię, w której walka między bohaterem a systemem jest tak wyrównana. Bardzo mi się podobał dialog z tym tajnusem w restauracji:
    - Dla kogo pracujesz?
    - A ty?
    - Dla nikogo
    - To tak, jak ja
    - Więc czemu tu w ogóle przyszedłeś?
    - Mógłbym zapytać o to samo. To ty mnie śledzisz.
    - Nie ciebie. Tego drugiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz - my jako czytelnicy widzieliśmy, jak Mikon jest cwany, ale on sam do samego końca miał wrażenie (i obawy), że nie ogarnia.
      Dialog faktycznie udany - jeden z wielu jego rozwalających tekstów. To było chyba jakoś wtedy, co dowiedział się o tej szopce ze sztucznymi wyborami - coś wtedy zwróciło na niego ich uwagę i próbowali go podgadać. Ale że i on zwrócił uwagę na to, że oni zwrócili uwagę i dobrze grał w odbijanego... XD
      Choć nazywanie ich tajniakami jest... ciekawe :D

      Usuń
  2. No cóż, chyba autor(ka?) był(a? o? u?) na Ziemii i czerpał(a?o?u?) stąd inspiracje. Poza tym mało kto wie, że książka jest oparta na faktach. Ale gdyby padła nazwa TeFałZłen, to dopiero byłby proces...wiem, bo rozmawiałem z wspomnianym kiedyś Ygwikiem Ukulele, który wcale nie zaczynał swojej kariery od aktorstwa. Swoją drogą - gdyby jakakolwiek telewizja mogła mnie przekonać mimo faktów, że dzisiaj jest piątek, to mógłbym za to nawet zapłacić :)
    Ale wróćmy do książki. Chcę to przeczytać. W którym języku udało Ci się to zdobyć? Przypomina chociaż trochę angielski lub C++?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaah, Ygwik Ukulele zaczynał jako zaprojektowany na Ksaksji sztuczny człowiek, już pamiętam! Tylko jakim cudem w takim razie opuścił planetę..?
      Ja dostałam od "Międzyplanetarnego przeglądu" wersję prawie angielską - czyli trochę jak po Google Translatorze, tylko jednak nie tak tragicznie X) Czyli przypomina trochę angielski. Z drugiej strony ksaksjański przypomina trochę C++. Na pięciolinii. Fajny język, chcę się nauczyć.

      Usuń
    2. Ciekawsze jest to, w jaki sposób opuścił ekran telewizora! Wtedy jeszcze się uczył...konkretnie tak kiepsko mu szło, że to ekran telewizora opuścił jego.

      Usuń
    3. No właśnie to miałam na myśli :D Jako sztuczny człowiek istniał tylko w telewizorze... Hmm, to że telewizor go opuścił wiele wyjaśnia X) (Zwłaszcza, że brzmi to trochę tak, jak zwrot, że kogoś "Bóg opuścił", co ma tutaj sporo sensu.)

      Usuń
  3. Ta historia ma u mnie miejsce trzecie, po Złodzieju i ekspresie ^^

    Podoba mi się zapis melodii w książce, języka na pięciolinii. Ale czemu Ksaksjanie mieszkają w jaskiniach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, zaczynają się rankingi, super!

      A mieszkają w jaskiniach, bo na paprociach (pomimo taniego utrzymania) są przeciągi.

      Usuń
    2. Ja wciąż nie mogę odnaleźć swojego ulubieńca. Lecz na razie ta z ekspresem mi się najbardziej podoba

      A mogłabyś opowiedzieć trochę więcej o technologi Ksaksji?

      A i jedno. Mam nadzieję że niedawno twój router "wypluł" specjalną paczkę. Mam nadzieję że Ci się spodoba :). A ja sama nie mogę się doczekać recenzji swej ulubionej serii.

      Usuń
    3. O technologii? W sensie w tej siedzibie medialnej? Bo to jest różnica - o ile zwykli Ksaksjanie nie różnią się od nas za bardzo ani technologią ani rozwojem gospodarczym, ani nawet wiedzą o kosmosie, o tyle specjaliści od tworzenia nieistniejącej rzeczywistości wyczyniają cuda. To nawet nie są roboty, to jest czysty, zaawansowany graficznie, psychologicznie i marketingowo świat wirtualny, którego nikt nie widział za oknem (gdzie się nic nie dzieje), a który jest tak przekonujący, że nikt nie wątpi w jego istnienie.
      No, przynajmniej do publikacji tego śmiałego dzieła, czyli bo od dziesięciu lat (ksaksjańskich, czyli ze trzy razy tyle). Nie każdy jest w stanie w tę prawdziwą prawdę uwierzyć, niektórzy w dalszym ciągu oszukują się wbrew wszystkiemu, niektórzy protestują przy centrum mediów... Masakra.

      Usuń
  4. Ael opowiadała mi o tej książce (jak zawsze XD). Poświęciła dużo czasu opisowi tego idealnego prezydenta i w sumie wyszło na to, że jego program jest naprawdę dobrze zrobiony: facet jest i liberalny, i konserwatywny, i osadzony w centrum.... Nie wiem jak oni to zrobili, ale uszczęśliwia wszystkie polityczne frakcje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dosłownie! Pomimo że książka robi wrażenie, to myślę, że autor i tak nie był w stanie wyrazić pełni ogromu tego niewidzialnego systemu, który się tam rozwinął - głębokie analizy oczekiwań psychologicznych widzów, ewolucjoniści politologii, statystycy, neuroplaniści... On miał wyjść i wyszedł doskonały, tak że głosować miał na niego każdy, każdy miał go kochać i widzieć go na tym stanowisku, i to każdy z innego powodu. Oczywiście stworzono mu też paru przeciwników i komentatorów, którzy mieli analogicznie dobrze obliczone wady... To aż ciężko sobie wyobrazić, to jest już samodzielny, istniejący świat.

      Usuń