poniedziałek, 22 grudnia 2014

44.Świąteczna historia Frankilano” (autor nieznany)

Bardzo serdecznie przepraszam Czytelników za wielkie opóźnienie :( Ja napisałam recenzję na czas, ale Blogger żadną siłą nie chciał załadować strony dodawania nowego wpisu i wyszło jak wyszło...


Z czym mi się kojarzą Święta, hmm...

Równikowe tereny planety Parsika porasta gigantyczny las. Tam, gdzie zaczynają się grube na setki metrów gałęzie, powierzchnia chowa się pod szerokimi konarami, a powietrze przypomina niekończące się drewniane tunele. To właśnie ten las jest celem corocznej wędrówki mieszkańców Kasztori Writ, jednego z miast położonego w północnych krainach. Obchody Końca Roku zgodnie z tradycją są dla nich okazją do wyrażenia miłości i szacunku wobec swoich rodziców, których obdarowują owocami jego drzew, wielkimi ciemnoczerwonymi wiśniowicami.
Jeden obrót Parsiki dookoła słońca trwa trzydzieści razy dłużej niż u nas, więc jest to rzadkie wydarzenie, ponadto sama wędrówka, pomimo iż świąteczna, rozpoczynana jest wiele lat. Nic więc dziwnego że wielu z podróżujących ma tremę co do tego jak wypadnie przed dawno niewidzianymi najbliższymi. Zwłaszcza główny bohater, Frankilano, który ma zobaczyć las dopiero po raz pierwszy, jest szczególnie przejęty i bardzo obawia się o to, jak poradzi sobie z transportem większego od siebie owocu. Wokół panuje radość, niosą się kolędy i opowieści o świątecznych bohaterach, a z nieba padają, niczym płatki śniegu, duże zielonawe krople lekkiego metanu. Chłopakowi nie udziela się jednak ta atmosfera i wciąż nie daje spokoju, co będzie, jeśli ta jedyna, pierwsza wyjątkowa szansa się nie powiedzie. Czy rodzice mu wybaczą? Czy nie sprowadzi na nich jakiegoś nieszczęścia?
Wkrótce niestety ma okazję się o tym przekonać - parę dni po opuszczeniu owocowej części lasu, dochodzi do małej katastrofy i wielka czerwona kulka spada mu z pleców w przepaść. Pozostaje mu teraz trudny wybór pomiędzy powrotem z pustymi rękami, a samotną drogą po kolejnego wiśniowica. Na szczęście ma też przyjaciół, którzy nie pozostawią go samego z tym smutnym dylematem...

Wiśniowice weszły w tradycję Parsiki tak głęboko, że nikt już nie pamięta, że ich nasiona trafiły tu w zasadzie całkiem niedawno, przypadkiem, z przelatującej obok komety. Do tego ich zaborczy rozrost wzbudzał przez pierwszą dekadę straszny chaos, grożąc objęciem nie tylko pustynnego równika, ale i reszty kontynentów. Na szczęście okolice stref umiarkowanych okazały się zbyt chłodne, a owoce nowych drzew wzbudziły zachwyt, objawiając się po raz pierwszy w samo święto, w południe, gdy słońce wkraczało w nowy rok. Odtąd świat Parsikian się zmienił, przeformowało się znaczenie ich legend, a część z nich w ogóle zaniknęło, jeśli nie było w nich miejsca na motyw leśnego owocu. Tym samym obchody Końca Roku stały się dwuetapowe i przy okazji zyskały na energiczności i uroku. Najpierw młodsza część społeczności udaje się całymi dziesiątkami w radosną podróż do niezwykłej puszczy, umilając sobie czas błyskaniem widocznymi z daleka barwnymi światełkami, które w ich sposobie porozumiewania są odpowiednikiem śpiewu i opowieści. Po powrocie natomiast wszyscy wspólnie przygotowują z wiśniowic sto potraw, a z ich skórek wycinają latawce i sukienki, czego też nigdy dotąd nie było. Barwność i euforię z zakończenia długiej ciemnej zimy, można porównać w zasadzie tylko do ziemskiego Sylwestra w Rio de Janeiro.
Świąteczna historia Frankilano jest jedną z bezimiennych bajek, powstałych tuż po rozszerzeniu tradycji, opowiadanych światełkami podczas wędrówki do lasu wiśniowców, a spisanych dopiero przez niejakiego Pei Lohni Licze. W odróżnieniu od samych obchodów mocno zauważalne są jej spokój i ciepło, w dodatku skontrastowane z niepokojami głównego bohatera, z punktu widzenia którego zawsze się ją opowiada. Nie jest to dziwne, jeśli wie się, że (w sumie podobnie jak u nas) celem tych opowiastek było nie zabawianie, a raczej przekazanie pewnej nauki, która podczas przy tej okazji może się nam przydać. Frankilano bardzo dobrze wpisuje się w kanon wiernego syna i dzielnego ucznia, choć wciąż jeszcze targanego zagubieniem, który dla Parsikian jest bardzo związany ze świętem Końca Roku. Pomimo tego, że jest to w zasadzie dzień ich rodziców (a także dziadków), to właśnie dla ich dzieci jest to sprawdzian dojrzałości i nabierania świadomości tego, co naprawdę chcą dać innym i jak rozumieją miłość oraz to, że im na kimś zależy.
W sam raz na nasze Święta i do tego daje do myślenia.

6 komentarzy

  1. Bardzo podoba mi się drugie (a może i trzecie) dno tej opowieści - święta to nie dla każdego radość, to tez wiele zmartwień i trosk, często łatwych do uniknięcia, ale niemożliwych z racji uwarunkowań kulturowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie to ująłeś :) Zwłaszcza tych łatwych do uniknięcia, bo zazwyczaj w ogóle nie branych pod uwagę, że mogą się wydarzyć. Czy to u nich, czy na Ziemi, każdemu z nas mogą się przytrafić rzeczy, których święta nie przewidują. A jednak one się zdarzają, co nagle zmienia wszystko, a jednak jakoś trzeba sobie z tym radzić.

      Usuń
  2. Uwielbiam, uwielbiam tę opowieść. Zwłaszcza relację między Frankilano a jego przyjacielem, Derebem, który wielokrotnie dowodzi, że jest genialny. To w jaki sposób odzyskał wiśnię od kupca... Przepiękne....

    No i ten koniec... To w jaki sposób ojciec Frankilana mówi mu, że przyjmie go nawet bez wiśni... Ten uścisk na samym końcu... Przepiękne! Po prostu nie mam słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo tam wspaniałych, wzruszających momentów :) Ale końcówkę i ja szczerze lubię - była właśnie taka jak chciałam. Że nie jest najważniejsze, żeby sztywno trzymać się tradycji, niepotrzebnie ryzykować - najważniejsze jest, żeby po prostu być, kiedy cię potrzebują, nie zostawiać najbliższych samotności i obawom, kiedy wokół panuje radość. Frankilano zaufał mądrości swoich rodziców i warto było.

      Usuń
  3. Dorwałem się do internetów. Wszystkich 3.
    1 rok na Parsice trwa 30 lat ziemskich, ale ile przeciętnie żyją jej mieszkańcy? I czy mają takie samo poczucie czasu, jak Ziemianie? Chodzi o to, czy ten rok mija im tak, jak nam 30, czy może mniej?
    Nie czytałem, ale może na dobry początek wolnego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkich trzech internetów? A co z pozostałymi czterema? :D
      W tym rzecz, że mieszkańcy żyją przeciętnie podobnie do Ziemian, a więc mają też podobne poczucie czasu (choć dni są u nich trochę krótsze). Na tym właśnie polega szczególna waga tego święta. Czeka się na nie bardzo długo i dla większości podróżujących jest ono wielkim życiowym wydarzeniem, które powtórzy się najwyżej raz (dożyją może i jeszcze ze dwóch, ale wtedy już to im będzie się przynosiło owoce). Z naszymi Świętami też mogłoby tak być, Kevin sam w domu nikomu by się wtedy nie znudził :p
      Nie jest to grube tomisko, możesz zajrzeć ;)

      Usuń