poniedziałek, 17 listopada 2014

39.Nieistniejący ludzie” (Wilwa sta Tokt)

Czasami wśród nowości wydawniczych trafia się coś takiego jak polemika - jeden z czytelników wydanego dawniej dzieła czuje się zobligowany do odpowiedzi lub wyjaśnień i pisze je w formie niezależnego dzieła. Tak właśnie zdarzyło się w przypadku Wilwy sta Tokta i recenzowanej tu niegdyś powieści Sztuczni ludzie Ossy ny Urahtly. Ksaksjanina wprawiła w zdumienie odważna wizja ludzi żyjących pod kloszem kreowanej przez media, oderwanej od świata rzeczywistości, i postanowił opowiedzieć własny punkt widzenia. Co prawda do bycia wybitną nieco jej brakuje, jednak redakcja wspólnie uznała, że może on sporo wnieść do niecodziennego zjawiska występującego na tej planecie.

Wilwa sta Tokt jest statystykiem pracującym na platformie 17, poświęconej serwisom informacyjnym. Każdego dnia otrzymuje od matematyków i psychologów wyniki przeliczeń funkcji, opartych na współczynnikach rozrywki, emocjonalności, nauki, przyrody i innych danych, zawartych w dzisiejszych wiadomościach. Zanim trafią do kreatorów i programistów, Wilwa dostosowuje newsy do siebie nawzajem, układa na podstawie gęstości przekazu, w razie konieczności uzupełnia szczegóły zachowań, dodaje nowe funkcje wydarzeń. Zachwyca go to, jak na jego oczach formują się fakty i psychologia, zjawiska, dzięki którym własnoręcznie ożywiają, nadają akcję i znaczenie do każdego miejsca na świecie. Dzięki telewizji Ksaksja przestaje być pustą, nieciekawą planetą - otacza ją starannie przemyślany, samonapędzający się i żyjący własnym życiem wyższy rodzaj sztuki. Sztuki, zajmującej wszystkie wymiary oraz czas, bez której nie byłoby prawa, historii, człowieczeństwa, ani żadnego porządku. Wilwa cieszył się, że ma na to wpływ - świat nie nadawał się do tego, żeby kierować sam sobą. Nic nie byłoby w nim tak ciekawe i wartościowe, tak dalekie w skutkach i głębokie.
Pierwsza styczność ze Sztucznymi ludźmi była dla niego ogromnym szokiem, z powodu którego nie umiał powiedzieć nawet, czy w ogóle tej historii wierzyć. Czy naprawdę świat, o którym on każdego dnia opowiada, zamieszkują ludzie? I czy ci ludzie mogą żyć w przekonaniu, że on opowiada właśnie o nich? Wilwa nigdy dotąd nie zastanawiał się, dokąd dokładnie trafiają jego prace i czy jest jakiś praktyczny cel, dla którego są tworzone. Nie spodziewałby się jednak, że ktoś traktuje je jako prawdę i ceni wyżej niż to, co widzi własnymi oczami. Mimo to statystyk, podobnie jak bohater poprzedniej powieści, podejmuje się próby odszukania informacji, które mogłyby go przekonać o jednym lub drugim. Większość spotykanych osób jednakże podobnie jak on nie widziała sensu w takiej ewentualności, istnienie takich ludzi nie wydawało się prawdopodobne. Od czasu do czasu Ksaksjanin natrafiał co prawda na kogoś, kto nie chciał z nim rozmawiać, wykręcając się rangą i tajemnicą poufności, jednak nowy kierunek nadany sprawie szybko urywał się, ginąc w kolejnych stertach akt, o których już sam Wilwa nie był w stanie powiedzieć, czy są notatkami faktów czy dziełem jakiegoś innego projektanta...

Celem autora Sztucznych ludzi najprawdopodobniej było właśnie przekazanie wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się za medialnymi kulisami. Na pewno się on jednak nie spodziewał, że jego utwór trafi także na drugą stroną - do osób, o których pisał i dla których wszystko, o czym mówił, powinno być oczywistością. Jednak pomimo że (z niejasnego powodu) znał dziennikarskie tendencje do fantazjowania na temat wizji świata, wygląda na to, że nie miał pojęcia o tym, jak widzą go oni na poważnie. Większość z nich, jak dowodzi książka Wilwy sta Tokta, nie poświęca żadnej uwagi temu, do czego tak naprawdę mogłyby służyć ich obliczenia, schematy i programy, oddając się w całości tworzeniem ich i doprowadzaniem do perfekcji. Podczas gdy Ossa postrzegał ich jako żądnych władzy nad planetą i stanowiących groźnego przeciwnika manipulatorów, z książki Wilwy wyłania się obraz beztroskich artystów, nie świadomych tego, jak łatwo kierować ludzkimi umysłami.
Forma, w jakiej autor i bohater Nieistniejących ludzi przedstawia swoje wątpliwości, przypomina wypunktowanie, które co prawda nie wyklucza pewnej akcji i wydarzeń (z naciskiem na problemy, jakie ściągał na siebie pracownik), skupia się jednak w zasadzie przede wszystkim na jego przemyśleniach, interpretacji różnych faktów i zachowań. Bohater bawi się w detektywa, starając się wyłapywać znaczące szczegóły z tego, co go otacza, zadawać pytania, jak też i podejmować dialog z tym, co miało miejsce w poprzedniej powieści. Tym bardziej rzuca się w oczy jak bardzo stronnicze jest jego podejście. Podczas gdy co rusz kpi z teorii ludzi wierzących w telewizję, sam nie próbuje wybiegać myślą dalej niż powinien, choćby nadal nie próbując w jakikolwiek inny sposób odpowiedzieć sobie na pytanie, jak i po co w takim razie media działają, i ignorując słyszane nie raz już wcześniej określenia takie jak oglądalność czy widownia. Większość cytowanych rozmów początkowo ostro dąży do wyjaśnienia, jednak łatwo łagodnieje i rozmija się z tematem, kiedy okazuje się, że faktycznie mogłaby przynieść jakiś efekt, i to bynajmniej nie z winy pytanego. Ukazuje się tu ironiczna wręcz różnica pomiędzy tym, jaką inteligencję i spryt widział Ossa ny Urahtla w telewizyjnych projektantach, a jacy naiwni okazali się oni faktycznie, według tego co nieświadomie mówił o sobie polemista. Można by powiedzieć, że pracownicy medialni żyli w jeszcze innej rzeczywistości, takiej, której nikt dla nich nie kreował, a którą kreowali sobie sami. Wygląda przy tym na to, że wyjście z niej jest o wiele trudniejsze.
Spodoba się każdemu, komu podobali się Sztuczni ludzie, w szczególności ci, którym przeszkadzała akcja, a którzy zamiast niej woleliby poznać bliżej mechanizm, dzięki któremu ksaksjański świat funkcjonuje i zobaczyć go od samego środka.

6 komentarzy

  1. Świetna recenzja i świetna polemika. Może przesadzę, ale właśnie o coś takiego w polemice jako takiej chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję w imieniu swoim i autora ;) Ależ skąd, wcale nie przesadzasz - dyskutowanie z oryginałem wyszło mu bardzo ładnie. Wcale nie szkodzi, że nie wyszło mu obalenie tego, co chciał.

      Usuń
  2. A czy to prawda, że niektórzy dziennikarze zmieszali autora z błotem, bo nie tylko wymienił ich nazwiska, ale też ukazał ich jako właśnie takich oderwanych od rzeczywistości artystów, czasem nawet narwańców? Były podobno jakieś zamachy na jego życie. Prawda to czy nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę jednak nieprawda - ci, których mógł wymienić (a nie było tego wiele) raczej nie mieliby w stylu "mieszać go z błotem" w ziemskim tego słowa znaczeniu, bo nie uważali przecież mediów za narzędzie do pisania prawdy. Ci natomiast, którzy uważali, nie byli tam wymienieni ;) Ale plotki robią swoje. Co nie zmienia faktu, że niezadowoleniu trochę mogli być. A zamach to już zdecydowanie, choć nie z ich strony, tylko... raczej od tych, którzy nie chcieli z nim rozmawiać, wykręcając się rangą i tajemnicą poufności. Wiadomo, w końcu jednak jest ktoś, kto by nie chciał, żeby to wyszło na jaw, ale ciii!

      Usuń
  3. Na pewno jeden i drugi utwór skutecznie zniechęca do włączania telewizora :)
    Jakoś przestałem śledzić historię Ksaksji uznając, że mieszkańcy przynajmniej częściowo sami są sobie winni. Teraz widzę, że pracownicy TV też.
    Ale dosyć marudzenia. Samego utworu nie czytałem i nie wiem, kiedy uda mi się złapać jakieś wydanie. Ale na pewno przeczytam po to, żeby poznać inny punkt widzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy mieszkańcy, czy pracownicy, to jednak jeden gatunek ;) Jak to mawiają: ten typ tak ma.
      Spróbuj poszukać :) Nie wiesz, kiedy... Najlepiej w 2105 roku (naszego czasu), choć w okolicach Omnisi, gwiazdy Ksaksji, znajdziesz ją i dzisiaj. Przeczytać na pewno warto, bo to książka niby o tym samym, a jednak zupełnie, zupełnie inna.

      Usuń