poniedziałek, 25 sierpnia 2014

27.Udźwiękawianie” (Jagnis Zoi Dżagrafis)

Pewnego razu, podczas samotnego spaceru po rzadziej uczęszczanych rejonach lasów niciowych, mały mieszkaniec planety Łion natrafia na tajemniczy, niespotkany nigdy dotąd melodyjny dźwięk. Chwilę wsłuchuje się w niego, jednak pomimo coraz większych starań nie potrafi ustalić, co jest jego źródłem, ani jakie zwierzę czy instrument mogłoby go wytwarzać. W żadnym miejscu lasu melodia nie była głośniejsza niż w innych, nie płynęła z żadnego konkretnego kierunku i nie ustawała. Chłopiec odnosił wrażenie, że to same cząsteczki powietrza ją powodują stykając się ze sobą, że unosi się ona podobnie jak zapach czy pyłek w przestrzeni.
Po czasie porównywalnym do naszego tygodnia spotykamy naniebnego konstruktora-artystę, który rozbijając bloki wędrujących w atmosferze wysepek natrafia na cały dźwiękowy bąbel. Po wejściu do niego Łionianin również słyszy unoszącą się wokół melodię znikąd, głośną i wyraźną, która milknie jak ucięta nożem po minięciu granicy bąbla. W kolejnych dniach zwiększa się liczba osób, które doświadczyły niezrozumiałego zjawiska - w lasach, w wodzie, z czasem wreszcie coraz głębiej w miastach, tunelach szybkiego ruchu, między poziomami budynków i nad drabinami komunikacyjnymi dla pieszych. Krok po kroku mieszkańcy orientują się, że nie są to omamy pojedynczych z nich, że pojawiający się w coraz większej ilości dźwięk słyszy każdy, zawsze ten sam układ dźwięków, tak samo bezźródłowy i nieuzasadniony. Z coraz większym lękiem obserwują postępujący proces pochłaniania ciszy przez melodię, zdając sobie sprawę, że nie znają ani jej pochodzenia i przyczyny, ani sposobu na powstrzymanie tego, co się dzieje.

Do czego może doprowadzić wszechobecne pojawienie się dźwięku, który nic nie znaczy, niczego nie przekazuje, nie zapowiada? Dżagrafis odpowiada: do wszystkiego. Łionianie szybko przechodzą z tępego zdziwienia do działania - służby wydzielają podejrzane miejsca, opracowują statystyki i pomiary, rozpoczynają się badania, a media błyskawicznie nagłaśniają sprawę, zbierając świadków i podejmując pierwsze próby jej wyjaśnienia. Wszystko po to, by dać obywatelom poczucie kontroli nad sytuacją i ukryć wrażenie bezsilności wobec tego, że tak naprawdę nic się nie zmienia. Zagadkowa melodia nie reagowała na ich protesty, zdawała się być obojętna, oderwana od wszystkiego, na co mieliby wpływ. Mimo to istniała, a to według twórców kolejnych teorii wystarczyło, żeby w bliższej lub dalszej przyszłości jej obecność nabrała sensu. Czy to kosmiczni najeźdźcy chcą przejąć władzę nad ich umysłami? A może to efekt zamachu na ekosferę planety? Czy może wszystko to zwidy spowodowane trującymi oparami lub zarazkami? Łionianie niebywale chętnie uciekają przed faktami w wyjaśniające je tłumaczenia, pasujące do siebie opisy powstawania dźwięku, jego działania i toku myślenia tych, którzy go stworzyli. Ale co, jeśli tak naprawdę nie ma żadnych autorów? Żadnego celu, przyczyny, planu, któremu można zapobiec? Jeśli oprócz łagodnej muzycznej ekspansji nie dzieje się dosłownie nic?
Mało kto jak Dżagrafis potrafi ukazać dziwaczność natury stworzeń myślących. Wystarczy, żeby coś nie pasowało do ogólnego sensu, znanej wszystkim codzienności, nie było logiczne czy użyteczne, żebyśmy sami wmówili sobie zagrożenie, zobaczyli w nieznanym coś, przed czym musimy się bronić i walczyć, co budzi w nas lęk, choć nie widzimy ataku. Nie ma znaczenia, jak duży problem jest to od strony fizycznej - wystarczy samo nierozumienie, by nasz umysł, postrzegający jako część siebie cały otaczający go porządek, zaczął oszukiwać nas wrażeniem osaczenia i zmuszał do pustych poszukiwań. Sens jest tym, co zdaje się trzymać nas przy życiu - kiedy coś w nim przestaje działać, przestaje działać także nasze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Stąd cała paranoiczna przemiana mieszkańców Łionu od obojętności przez zdziwienie po przerażenie i histerię jak z najokropniejszych horrorów, która zmieniła w ruiny wspaniałą cywilizację, a niedobitkom kazała uciekać w przestrzeń kosmiczną. Przywodzi to na myśl fabuły książek ziemskiego pisarza, Stephena Kinga, pozbawione jednak tego najważniejszego ostatniego elementu, który wynurzał się z mgły i którego można się było bać naprawdę. U Dżagrafisa próżno szukać takich usprawiedliwień i to jest naprawdę straszne.
Dla wielbicieli gier psychologicznych i powieści grozy, które choć tak fantastyczne, wydają się przestrzegać nas samych przed tym, co mogłoby się wydarzyć. Historii mrożących krew w żyłach, choć niezwykłych, bo spowodowanych przez niewinną melodię, która, jak tylko sam autor miał odwagę przyznać, była naprawdę piękna.

4 komentarze

  1. Zakończenie książki było zaskakujące, nie powiem, ale to zwrot akcji gdzieś w połowie (Ten z langustą) najbardziej mnie zaszokował. Fakt, jako miłośnik Kinga dostrzegam w tej opowieści podobieństwa do jego stylu i jest to zaleta -w końcu jeśli się wzorować, (świadomie lub nie) to na najlepszych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę ona tylko wyglądała jak langusta, ale - tak, to był dość niespodziewany numer, choć może nie dla tych czytelników bardziej zorientowanych w tajnikach psychologii ;)
      Są pewne śmiałe teorie, że King w swoich pomysłach wzoruje się na niektórych autorach międzyplanetarnej sławy. Może niektóre z nich to prawda..?

      Usuń
  2. Chyba nawet przeczytam :) Mimo, że książki Kinga już mi się trochę przejadły. <2 miesiące, podróż w czasie i 1 mandat za paradoks później> No i przeczytalem :) bardziej zwróciłem uwagę na to, że zwykli ludzie tylko chwilami przejmują się tym dźwiękiem - kiedy go słyszą i kiedy słuchają o tym w mediach. Przez całą resztę dnia nadal najważniejszą sprawą jest to, aby mieć co włożyć do garów. Nawet na tej stacji kosmicznej szybko się zorganizowali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, coś w tym jest - początkowo ci "rządzący" panikowali sporo na zapas, przez co chcąc uspokoić ludność tymi wszystkimi informacjami o opanowaniu sytuacji tylko podkręcili niepokój. Bez interwizji i innych funkcji relacjonujących wielu ludzi w ogóle nie miało świadomości, że to dziwadło, na które coraz częściej się ostatnio natykają, dotyczy wszystkich, na całym świecie. Wszystko, co działo się później nakręciło się właśnie przez nich samych, przez poprzednie obawy.
      Ah, i ta stacja kosmiczna :) Tam to w ogóle nie mieliby tego problemu z melodią, gdyby właśnie nie ta langusta...

      Usuń