poniedziałek, 23 czerwca 2014

18.Nieznane” (Jarjaae Kantomil)

Pewnego dnia niczego niespodziewających się mieszkańców wschodniej połowy planety Welji ogarnęło coś, czego nikt nie potrafił wytłumaczyć ani powstrzymać - wszyscy zaczęli mówić prawdę. Mieli co prawda możliwość milczenia, jednak gdy tylko próbowali cokolwiek powiedzieć, na wierzch wychodziły sekrety i opinie, których nigdy by przed rozmówcą nie wyjawili. Niepokojące początkowo zjawisko szybko zmieniło się w katastrofę o przerażających skutkach - w ciągu paru obiegów księżyca Trimsanda dookoła planety (porównywalnych z ziemskimi tygodniami) upadło kilkanaście rządów, obalonych przez wściekłych, oszukiwanych obywateli, zamknięto dziesiątki tysięcy firm i instytucji, rozpadały się małżeństwa, odkrywane fakty co chwilę doprowadzały kogoś do morderstwa lub samobójstwa, panowała panika, obłęd i chaos. W nielicznych z nierozbitych jeszcze organizacji i laboratoriów trwały próby odnalezienia przyczyny klątwy i uratowania drugiej połowy planety, na którą powoli zjawisko się rozprzestrzeniało, jednak na próżno. Nikt nie mógł zrozumieć, co się dzieje.
Sprawa wyjaśnia się dopiero, gdy po dziesięciu obrotach Trimsanda nad Welją zjawiła się sterowana kometa wojenna dowodzona przez Elenlanian. Ich odwieczni wrogowie, Aomowie, porzucili na Welji Pierścień Prawdy - jeden z sześciu królewskich insygniów doskonałości, które oczywiście Elenlanie zamierzają kolejno zniszczyć. Rozbita wewnętrznie Welja otrzymuje ultimatum - albo pierścień zostanie im odesłany w ciągu jednego obrotu księżyca, albo zostanie usunięty razem z całą planetą. Radary dowódców komety wskazują, że wylądował gdzieś w obszarze międzygranicznej dżungli - ale gdzie dokładnie? Czy zebrani w ostatniej chwili ochotnicy faktycznie oswoili się już z jego działaniem na tyle, żeby się do niego zbliżyć i nie pozabijać nawzajem?

Prawda kojarzy się z czymś dobrym, tutaj natomiast jest najpoważniejszym wyzwaniem, z którym trzeba się zmierzyć, znacznie gorszym od groźby Elenlanian. Nie, żeby bohaterowie mieli coś na sumieniu - większość z nich wyruszyła z najczystszymi intencjami przywrócenia planecie normalności. Żołnierz Waszdifijo, niczym wycięty z amerykańskich opowieści, uważa się wręcz za wzór cnót; jego zabawnym, cynicznym nieco przeciwieństwem jest niesłusznie mimo wszystko zdymisjonowany lata temu prezydent, Di Runa, który teraz chce odzyskać dobre imię. Z bardziej osobistych powodów w grupie pojawili się Si Doriw i Welpnis – ona: chcąc naprawić małżeństwo rodziców, on: w celu przywrócenia swojej firmy do życia. Jedynym wyjątkiem jest Eramoren, który ma nadzieję zataić milczeniem swój plan przejęcia pierścienia i zrujnowania za jego pomocą kraju Sybrilli, znajdującego się na chwilowo bezpiecznej stronie planety. Jednak nawet on pod wpływem wypływającej z siebie prawdy przekona się, że jego zamiary są o wiele głębsze i nie aż tak egoistyczne, jak mu się wydawało. Każdego z piątki poszukiwaczy czeka niespodzianka ich własnej osobowości. Najbardziej jednak zdziwi się (i przestraszy) Welpnis, który dowie się, że jest zakochany w swojej dawnej znajomej, Si Doriw.
Bohaterowie nie mają nic na sumieniu - po prostu jak każda istota niedoskonała mają wady i słabości, a co za tym idzie: myśli, nad którymi nie są w stanie zapanować, i wiedzę o nich. Nie uświadczymy tu długich filozoficznych przemyśleń, jednak nie były one Jarjaae potrzebne, by już na pierwszych stronach dać nam do zrozumienia, że prawda może być czymś dobrym tylko w świecie absolutnie idealnym, takim jaki stworzyli Aomowie. Ktoś, kto popełnia błędy, i nie na wszystko zna odpowiedź, potrzebuje czasami wykręcić się nieszczerością, żeby ukryć swoje wady i chronić przed nimi siebie i innych, jak za ścianą bezpiecznej (choć przekolorowanej) iluzji. Jarjaae sugeruje, że prawda nie jest równoważna szczęściu, że łatwo nią zrobić krzywdę, i dodaje, że bliżej szczęścia jest umiejętności rozsądnego jej dawkowania, wyczuwania równowagi, tego, co powinno się powiedzieć, a co nie. Pomimo surwiwalowych niemal przygód w niezamieszkanych dzikich błękitnych lasach, to właśnie ta zdolność umożliwiła im ostatecznie dotarcie do celu.
Powieść przygodowa, romans, filozofia, a może nawet historia apokaliptyczna? Każdy zobaczy w tym, co zechce i pod każdym względem się sprawdzi.

10 komentarzy

  1. Zgadzam się - książka w zasadzie dla każdego, uniwersalna jak szwajcarski scyzoryk :) Mój ulubiony fragment to ten, w którym Di Runa na kilka minut odzyskuje zdolność do kłamania a potem na nowo ją traci i stara się nie wyjawiać, co przeinaczył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, też lubię ten kawałek :D Ale Di Runa i tak nie miał nawet w połowie takiego problemu, jaki mieliby nasi politycy - ci to dopiero by musieli odstawiać szopkę w takich warunkach X) Zresztą jak i tak uważam, że najciężej miał Welpnis, który początkowo w ogóle wolał się w towarzystwie Si Doriw nie odzywać...

      Usuń
  2. Właśnie czytam i bałem się, że będzie spoiler, ale nie, dobra recenzja. Jak zwykle podobają mi się elementy przygodowe - to, jak Si Doriw poradziła sobie z Qwilkiem było epickie! (Drużyna Pierścienia?:]) była już blisko celu, a kobieta nie mogła nawet zmylić zwierzęcia, bo pierścień działał nawet na gestykulację. A wpływ na osobowość postaci jakoś... wcale mnie nie zdziwił. Szkoda tylko, że autor nie zdecydował się na opisanie długofalowych skutków, działania tego insygnium, np. przez kilka pokoleń. No cóż, pole do popisu dla innych. A skutki dla polityki/polityków tym bardziej, tu autor był bardzo przewidywalny. Natomiast sam pomysł oryginalny. I ciekawy był fragment z rozprawy w sądzie już po zrzuceniu pierścienia. Takich błyskawicznych procesów nie było nawet w Europie w czasie Inkwizycji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, czytasz! Ale się cieszę! O, i widzę, że jesteś krok przed końcówką, skoro już o rozprawie mowa...
      Drużyna Pierścienia XD Qwilk był paskudny, nikt nie spodziewał się, że takie dziwactwa tam żyją...
      Z tym wpływem na osobowość to nie jest tak jednoznacznie - bohaterowie po prostu sami dziwili się, że to, co od zawsze uważali za pewnik, nagle okazywało się nieprawdą. Najbardziej zdziwił się chyba Waszdifijo - był przekonany o swojej odwadze i pragnieniu poświęceń, tymczasem w kulminacyjnym momencie, przed tamtym osuwiskiem, kiedy chciał powiedzieć, że chętnie wyruszy pierwszy... nie był w stanie tego powiedzieć.
      Nooo, rozprawa była dobra, aż groteskowa X) Całe szczęście, że Aomowie szybko zgłosili się po swoją własność.

      Usuń
    2. No faktycznie to, że postaci dowiadywały się nowych rzeczy o sobie było ciekawe, w niektórych przypadkach nawet zaskakujące.
      No i doczytałem - fantastyczne zakończenie :) [spoiler]Genialne było oddanie Aomom pierścienia prawdy i zapytanie, jak tam im idzie w armii! i w ogóle jak tam im idzie.[/spoiler]

      Usuń
    3. Taaaa, pytanie było genialne X) W końcu zawsze odpowiada się, że "dobrze" albo "OK", ale oni przecież przy pierścieniu nie mogli wykręcić się sianem i musieli trochę się rozgadać, hehe

      Usuń
  3. O. Przypomniał mi się film, który niedawno obejrzałam. Tam też wszyscy mówili prawdę, w ich rzeczywistości nie istniało coś takiego jak kłamstwo. Kiedy ktoś coś powiedział, inni byli przekonani, że tak właśnie było i już, bo jak mogło być inaczej? Pewnego dnia jeden pan mówi coś, co nie jest prawdą, a robi to ledwo i z przerażeniem, z pewną dozą szoku i niedowierzania: "Powiedziałem coś, co nie istnieje". Od tego momentu diametralnie zmienia swojego życie, za sprawą kłamstw właśnie. Film ma tytuł Było sobie kłamstwo, jest niezłą komedią, dającą do myślenia, poruszającą kwestie religii (choć moim zdaniem nie aż tak, jak się o to kłócą na filmwebie), ale ma przewidywalne zakończenie.

    A co do książki! W końcu taka, w której jest więcej akcji. Bardzo szybko się czyta, nie można się nudzić, świetnie napisana powieść. Wątek romantyczny zbędny, a filozofii trochę za dużo - mogę w końcu dostać coś o seryjnych mordercach, z opisem ich krwawych wyczynów i logicznych posunięć kosmicznych detektywów, którzy ich ścigają? Czy takie rzeczy to tylko w Erze, ekhem, na Ziemi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Było sobie kłamstwo"... Ciekawe, zobaczę kiedyś, jak będzie okazja :D

      Fakt, tak to jakoś jest, że im literatura wyższa, tym mniej akcji X) Albo też w Wydawnictwie znają mnie aż za dobrze, że nie byłabym w stanie pisać o takich rzeczach.
      Ale ja wątek romansowy lubię ;) Para zakochanych (czy bardziej, jeśli chodzi o Si Doriw, prawie zakochanych) postawionych przed koniecznością absolutnej szczerości... Tysiące par się tam przez to porozpadało, a tymczasem oni... Ja byłam zachwycona.

      Usuń
    2. Och, ale dlaczego nie? Wszak nie chodzi przecież o popełniane zbrodnie (choć miło, kiedy włos się jeży na głowie podczas czytania o nich), a właśnie o ich otoczkę: planowanie, osobowość ofiar i mordercy, zbieranie dowodów i pojmanie sprawców. Thriller, psychologia i logika, wtedy zniosę nawet romanse :P

      Ale że literatura wyższa, to że z wyżej położonych planet? x)

      Prawie zakochanych. Ha.

      Usuń
    3. Spróbuję im jakoś zasugerować, ale nic nie obiecuję. Sama nie czytuję takich hannibalowych rzeczy, ale może ktoś tam coś tam...

      Wyżej położonych względem czego? ::)

      Usuń