poniedziałek, 16 czerwca 2014

17.Teoria koloru” (Suni I* Magdali)

Planeta Uramina była miejscem bujnego rozwoju sztuki, techniki i polityki, ale przede wszystkim badań naukowych. Jedną z kwestii, która najbardziej nurtowała jej mieszkańców, była koncepcja, jakoby możliwy był odbiór pewnego przedziału fal elektromagnetycznych w postaci tak zwanego, niewykrywalnego dotykiem ani słuchem, koloru. Śmiała wizja, zaproponowana pod koniec okresu Pierwszych Myślicieli, długo nie mogła jednak zostać sprawdzona eksperymentalnie, ponieważ tamtejszy stan wiedzy i techniki zwyczajnie nie pozwalał na stworzenie sztucznego zmysłu, które uzupełniałby naturalne cztery zmysły Uraminanian. Zresztą teoria istnienia czegoś takiego jak kolor wydawała się zupełnie nieprzydatna, a wręcz ekstrawagancka - opis świata za pomocą dotyku, dźwięku, zapachu i smaku dla przeciętnego mieszkańca tej planety był jak najbardziej pełny i wystarczający.
Jednym z naukowców, który zainteresował się tym abstrakcyjnym tematem był właśnie Suni I. Co ciekawe, na co dzień zajmował się opieką nad dziećmi, mającymi problemy z nauką i kontaktem międzyludzkim. To on pierwszy zauważył, że przypisywany im niedorozwój słuchu, niechęć do dotykowego rozpoznawania twarzy i niezrozumienie notacji zapachowej mogą mieć związek właśnie z wykształceniem się u nich nadmiarowego zmysłu, który na Ziemi nazwalibyśmy wzrokiem, a który skupia ich uwagę na zupełnie innych bodźcach. Początkowo podchodził do własnych wniosków sceptycznie, jednak ostrożne eksperymenty, a wreszcie pełne otwartości rozmowy z dziećmi przekonały go, jak niesamowity świat doświadczeń pozostaje nieodkryty. Był to pierwszy, ważny krok w kierunku udowodnienia możliwości odbierania, a później prób przybliżenia i wyobrażenia sobie obrazów tworzonych przez światło.

Mogłoby się wydawać, że w chwili nawiązania pierwszego kontaktu z cywilizacjami pozauramińskimi, które automatycznie poszerzyły wiedzę o działaniu i różnorodności Wszechświata, prace fotologiczne straciły swoją pierwotną wartość. Ale na pewno nie Teoria koloru - daje ona szansę poznać nie tylko zaczątki nowej nauki, ale także relacje autora z młodymi ludźmi, którzy się do tego przyczynili. Już od pierwszych stron daje się odczuć, jakim ciężarem jest zdolność widzenia w świecie, w którym nikt nie ma o tym pojęcia, w którym pomimo posiadania magicznego niemal daru nie ma nikogo, kto mógłby (i chciał) nas zrozumieć. To właśnie Suni jest tym, któremu jako pierwszemu mogą śmiało, bez obaw o wyśmianie czy zlekceważenie opowiedzieć o niezwykłościach, które widzą - o tym, jak wielka, ale odległa góra mieści się przez małe okno, o tym, że można zobaczyć dno szklanki pełnej wody, choć nie można, gdy jest ona pełna mleka, o kolorze liści, który zmienia się w świetle zachodzącego słońca... Z drugiej strony odważyć się na pytania może także naukowiec, który pomimo lat doświadczenia i filozoficznych przemyśleń natrafia na mnóstwo wątpliwości. Czy gdy dotyka kamień, on naprawdę staje się bardziej chropowaty, czy był taki cały czas? Czy różne częstotliwości dźwięków, jakie wydają przedmioty, ma wpływ na ich kolor? Jaki kolor ma wiatr? Dla jego podopiecznych, wiekowo podobnych do naszych pięciolatków, próby wyjaśnienia jemu (i sobie) tych kwestii były wspaniałą przygodą, zachętą do niekończących się przemyśleń. I nie ma znaczenia, że nie zawsze zakończonych powodzeniem.
Ponadto o ile samo pojęcie koloru istniało, o tyle nazwania wymagały jego cechy, zachowanie, poszczególne częstotliwości, dlatego każda historia brzmiała inaczej w wykonaniu innego dziecka, z każdym kolejnym dniem, po każdym dodatkowym pytaniu. Fotologii uczył się więc nie tylko "niewidomy" Suni, ale także towarzyszące mu w tym dzieci. Fotologii, a także czegoś o wiele ważniejszego - umiejętności rozumienia tego, co widzą, rozmawiania o tym, co czują, poszukiwania słów i znaczeń oraz tego, by już dłużej nie bać się tym cieszyć.
Niesamowite - tylko rozmowy Suni z pojedynczymi podopiecznymi, tylko jego dopytywania i porównania, a jednak nie przestaje się dziać ani na chwilę. Nawet mi zakręciło się przy nich od nadmiaru kolorów.


_______________
*Litera I po pierwszym imieniu oznacza oczywiście nie rzymską jedynkę, a dziedziczne półnazwisko rasowo predyspozycyjne.

10 komentarzy

  1. Co mi się najbardziej w tej książce podobało to to, że daleka była od sztampy, w której wyszydzany za swoje odkrycia naukowiec powoli dochodzi swoich racji. Dobrze, że tu bardziej skupiono się na samym odkryciu a nie jego konsekwencjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe spostrzeżenie :) Cóż, Suni I nigdy nie pretendował do miana wielkiego naukowca - raczej po prostu interesował się tym tematem. Sądzę, że gdyby ktoś uprzedził go z szybszym dowiedzeniem (zaprzeczeniem?) tej teorii, byłby z tych wyników tak samo zadowolony. Ot, pasjonat :)

      Usuń
  2. A jaki zakres długości fal fotolodzy uwzględniali jako kandydatów na kolory - tylko przedział widoczny dla człowieka, czy może rozszerzali to na podczerwień, nadfiolet, promieniowanie rentgenowskie i gamma (widzenie w tym zakresie to byłoby coś)? I czy tamtejszym naukowcom udało się stworzyć odpowiednią maszynę służącą do odbierania światła (o ile wiem, nie podoba im się słowo "kamera") działającą w inny sposób, niż tłumaczenie sygnału na 4 znane im zmysly? Pytam, bo miałem dostęp tylko do tej publikacji I* Magdali a podobno szykował się jakiś przełom.
    Sama książka...niezwykła. To tak, jakby mieszkaniec planety Efirenet próbował opowiedzieć, jak to jest posiadać zmysł reagujący na zmiany entropii. Ich poezja o powstawaniu życia jest czymś niesamowitym.
    Że co, znowu nie jestem automatem? Google, ogarnij się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzę, kolega siedzi w temacie :D
      A myślisz, że oni rozróżniają te fale? :p Ale powiem ci, że zakres ich widzenia (tj. tych dzieci) jest zbliżony, choć może łapie się do niego więcej ultrafioletu.
      Co do maszynki - jak na razie tłumaczenie sygnału inaczej niż na jeden z typowych dla nich zmysłów, wciąż nie wchodzi w grę. Zbyt zaawansowana neurologia, zbyt mało poznany teren. Jak na razie nadal poprzestaje się na przybliżaniu tych obrazów w jak najbardziej znajomy sposób. Zresztą już samo to było przełomem - odkąd, dzieki Suni I, teoria przestała być teorią i zyskała większe zainteresowanie wśród bardziej "praktycznych" Uraminanian, zaczęto aktywnie pracować nad analizatorami światła. W sumie są na dobrej drodze do stworzenia widzącej sztucznej inteligencji...
      O-o-o, i to jest dobre porównanie! Zmysł entropii, no właśnie. Obcy dla nas, radzimy sobie bez niego, a jakże piękny! Podobnie ze zmysłem natężenia elektrycznego albo wyczuwania ruchu chociażby.

      Usuń
  3. O tak! Ta książka daje wiele do myślenia, zwłaszcza, że na Ziemi wzrok jako źródło empirycznego doświadczenia bywa wręcz mieszany z błotem - bo łatwo go oszukać, bo pochłania tak wiele uwagi, bo jest najsłabszym ze zmysłów, bo jesteśmy tak do niego przywiązani. Tymczasem w "Teorii koloru" jest on rehabilitowany, przedstawiany jako coś nowego i dającego wiele do zaoferowania. Czytało (bo Ael dała mi wersję papierową XD) mi się tę publikację z zainteresowaniem, zwłaszcza, że przytaczane przez Suni I opowieści były bardzo ciekawe, a miejscami nawet urocze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wzrok to zabawny zmysł :) Mówi się "ręka jest szybsza niż oko", było też wiele eksperymentów, których wyniki jasno wskazywały, że gdy wzrok i dowolny inny ze zmysłów albo nawet nasza wiedza są ze sobą w sprzeczności, odruchowo zaufamy właśnie wzrokowi... Jesteśmy od niego w pewnym sensie uzależnieni i w tym właśnie sensie Uraminanianie są do przodu. Ale czy mają lepiej? :) Wzrok to naprawdę piękny zmysł, kreuje kształt całego naszego świata, nadaje mu szczególny rodzaj wielowymiarowości, a światło nadaje mu wrażenie ulotności. Dobrze, że chociaż niektórzy tam mogą tego zaznać.

      Usuń
  4. Jej. Nie wyobrażam sobie jak to jest nie posiadać zmysłu wzroku. Bardzo chętnie przeczytam tę książkę, bo to cała rasa, dla której to zupełnie naturalne, nie niewidome osobniki, które muszą nauczyć się z tym żyć. Niewiarygodne. Zupełnie odwrotnie, niż u nas.

    Swoją drogą, zastanawiałaś się kiedyś, czy ludzie widzą takie same kolory? Czy "mój" czerwony jest taki sam jak "Twój"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie odwrotnie, a jednak... całkiem tak samo. Myślę, że osobom pozbawionym wzroku na Ziemi jest równie trudno odnaleźć się w świecie, co widzącym na Uraminie. Na swój sposób "widzą", interpretują to, co ich otacza i radzą sobie, ale zawsze będą daleko od zrozumienia tego, co dla nas jest oczywiste.

      Co do indywidualnych różnic... Nie zastanawiałam się, ale odkąd przeczytałam o tym, jak Claude Monet z wiekiem tracił wzrok, a potem, po jego odzyskaniu dzięki operacji, ze wstrętem powyrzucał większość obrazów z tamtego okresu, myślę, że da się to rozstrzygnąć ;)

      Usuń
    2. No właśnie - zupełnie odwrotnie, a tak samo! Dlatego jestem tego tak ciekawa. To musi być niesamowite.

      Ja szalenie podziwiam niewidomych, to jak sobie radzą, jak odbierają dźwięki, powierzchnie, jaką pracę muszą wkładać w najprostsze czynności. Strasznie im współczuję, ale tej wrażliwości i siły akurat zazdroszczę.

      Gdzie jest Uramina? Chcę tam polecieć. Może wreszcie ktoś mi opowie, jak wyglądają sny istoty pozbawionej wzroku. Ponoć to takie światełka. Choć może u kosmitów to wygląda inaczej. Nie orientujesz się?

      U Moneta winna była choroba. A jeśli mówimy o zupełnie zdrowych osobnikach? Ja się czasem kłócę, czy coś jest różowe czy fioletowe, różowe czy czerwone, zielone czy niebieskie. Zdarzyło ci się kiedyś coś podobnego?

      BTW, słyszałam o facecie, który dla żartu nauczył swojego dzieciaka niepoprawnych nazw kolorów x]

      Usuń
    3. Ja uważam, że niewidomych można podzielić na dwie grupy - tych, którzy mają to od urodzenia i pozostałych. Myślę, że tylko tym, którym przytrafiła się jakaś choroba lub wypadek, należy współczuć - bo oni wiedzą, co stracili i bez tego brakującego elementu muszą nauczyć się żyć. Ci natomiast, którzy się z tym urodzili i nigdy nie widzieli kolorów, znają po prostu inny świat, jak na Uraminie, i posługują się zupełnie innymi sposobami, żeby się w nim nie zgubić. Często zdarza się, że nawet nie widać, że dana osoba jest niewidoma, tak pewnie się porusza, zupełnie jakby widziała. Nie mówię, że nie ma problemu, ale... myślę, że nie jest tak źle, jak sądzimy, przynajmniej jeśli chodzi o tę pierwszą grupę.
      Ale fakt, i jednym i drugim można zazdrościć siły w niezałamywaniu się i wiary. W końcu jednak we wszystkim mają trudniej. Też tak jakoś mi smutno, kiedy o tym myślę.

      Uramina leży w miarę blisko - w naszej galaktyce i w podobnej odległości od centrum, tylko że o 45 stopni w lewo (zgodnie z konwencją globalną). A zresztą, podrzucę cię kiedyś X)

      O, o snach zdarzyło się pisać Suni innym razem, w Układance myśli - równie interesującym, choć już kompletnie pozbawiony elementów fabularnych, no i nie nastawionym na szerszy odbiór. Chyba połowa jest o podświadomym budowaniu "obrazów" we śnie. Różnią się one nieco od tego, co my widzimy, choć nie aż tak, jakby się można było spodziewać - jednak "jedyne słuszne" myślenie, dzięki któremu możemy się jako tako we Wszechświecie dogadać, przebiega zawsze w dość podobny sposób (nie tylko Suni się tym zajmował). Sam z siebie sen... nie jest obrazem (tak samo jak myśl), to dopiero nasza świadomość nadaje mu jakiś wygląd oraz logikę. Dlatego sny Uraminanian mają "kształt" bardziej dotykalny i słyszalny.

      U Moneta winna była choroba, ale jak dla mnie jest to dowód, że istnieją zjawiska i różnice w cechach, które mogą nam dużo namieszać.
      Kłócić mi się nie zdarzyło, najwyżej w bardziej szczegółowym nazewnictwie (nie zielone, tylko seledynowe!), no i też przy okazji tego śmiesznego efektu, że brzoskwiniowy kolor wydaje się pomarańczowy w towarzystwie różowego i vice versa.

      Ooojjj, biedny dzieciak <hahaha>

      Usuń