poniedziałek, 5 października 2015

85.Książka o książkach” (Flajijwomistroh Hohigomig Daflijimi)

Co to jest książka? Wydaje się, że już kiedyś sama odpowiedziałam sobie wyczerpująco na to pytanie – że jest to rodzaj zapisu, wykluczający multimedia, unikając wieloznaczności i niejednorodności treści. Ale co z „celowością” zapisu? Czy jeżeli powstał on samorzutnie, bez żadnego zamiaru stworzenia znaczenia, to nadal jest zapis? Czy wystarczające jest samo to, że da się go przeczytać?

Największa biblioteka Saufghinu, Alganka, w przeciwieństwie do innych tego typu instytucji na tej planecie, nie zawiera żadnej książki, którą ktoś świadomie zaplanowałby na fabułę, postacie i cokolwiek sensownego. Tym, co je pisze, a właściwie – tworzy czytelne wzory na papierze, są Rulieiny, płaskie stworzenia wielkości interpunkcji, słynące z tendencji do układania się na kontrastującym z nimi kolorystycznie materiale. Oczywiście same Rulieiny nie robią tego z zamiarem stworzenia czegokolwiek – odwrotnie, to Saufghinianie nauczyli się przypisywać wartość znaczeniową temu, co znajdywali niegdyś na liściach i kamieniach, a co potem składali w kartki nietypowych książek. Zmiana środowiska Rulieinom bynajmniej nie przeszkadzała, a nawet przeciwnie – chętnie rozprzestrzeniały się na inne, pozostawione dla nich w pobliżu czyste kartki, które potem saufghiniańscy czytelnicy mogli czytać jak hieroglify, rozkoszując się tajemniczością i głębią tekstu. Jego jednoznaczność jest niezaprzeczalna – na całym Saufghinie obowiązuje jeden standard interpretacji znaków, jeden język obrazkowy i jedna szkoła czytania, co sprawia, że każdy na wstępie dostaje to samo. Złożoność i nieuchwytność tekstu bierze się z kontekstu poszczególnych znaków, które oczywiście nieczęsto układają się z sensem, przez co, podobnie jak w poezji czy bardzo nowoczesnej ziemskiej prozie, trzeba się go trochę naszukać. Albo też założyć, że w ogóle nie jest potrzebny i potraktować dziwną historię jako metafizyczną wizję, zabawę dla podświadomości. Nic dziwnego, że książki faktycznie napisane przez autora, zaplanowane, przemyślane, choć niezmiennie powstawały, nie cieszyły się aż takim szacunkiem jako banalne i niepodatne na interpretację.
Pewnego dnia jednak zaczęły się problemy, które także Saufghinian zmusiły do zastanowienia się, czym jest książka, czy istnieje granica, za jaką utwór nie nadaje się już do czytania i jak wiele swobody można zostawić Rulieinom. Owe problemy objęły całą Algankę i trwają do teraz, nie pozostawiając żadnej wskazówki co do tego, jak uratować teksty przed drastycznymi przemianami zachodzących dzień po dniu w każdym z nich. Niektórzy, co bardziej spostrzegawczy, nazwali proces Wojną Przecinków z Kropkami.

Zaskakujące, jak niewiele okazali się wiedzieć Saufghinianie o kwiecie własnej literatury. Oczywiście – mieli wspaniały podział na rulieinowe dziedziny, zabiegi stylistyczne, udało im się stworzyć nawet encyklopedię herosów „wymyślonych” przez płaskie robaczki, wraz z opisem osobowości i genealogią. Ale kiedy pojawiła się konieczność działania, zapobieżenia realnej katastrofie grożącej wymazaniem większości z tego, co cenili, okazuje się, że o samych „piszących” nie wiadomo niemal nic. Wyłączając nielicznych biologów fascynatów, którzy dość szybko zrozumieli, że ruch na kartkach wziął się z konfliktu i żądzy władzy dwóch podgatunków, przeciętny Saufghinian nie zdawał sobie sprawy, że patrząc na zadrukowaną kartkę, ma do czynienia z całym mikroświatem. Mało kto zdawał sobie sprawę z losowości zmian – popularne stało się podejście, według którego książki same tworzą swój ciąg dalszy i rozwinięcia, otwierają się nowe, a nawet samodzielne, interpretacje. Zmieniająca się treść sprawiała wrażenie bardziej agresywnej, chaotycznej, co fascynowało zwolenników, zwracających uwagę na jej energię wewnętrzną i lepszy kontakt z podświadomością. Powodowało to niewiedzę, co robić dalej z książkowym zjawiskiem i straszny dualizm pomiędzy tymi, którzy nawoływali, żeby go nie powstrzymywać, a zamiast tego korzystać z aktywności zapisu i czytać za każdym razem od nowa, oraz tymi, którzy zmienionych utworów najchętniej od razu by się pozbyli. Argumentami nadal były jednak tylko kwestie interpretacyjne, metafizyczne.
Flajijwomistroh był pierwszą osobą, która spojrzała na to, co się dzieje, pod kątem zachowań Rulieinów, a nie książek, traktując te ostatnie zdecydowanie jako skutek uboczny. Jako jeden z biologów, badających robaczki także przed Wojną, był w stanie przedstawić mniej zorientowanym (a teraz bardzo zorientowania potrzebującym) kolegom, na czym proces rozkładania się na czystych kartkach właściwie polega, dlaczego wzory są tak równe i regularne, i wreszcie jaki jest jego cel z punktu widzenia Rulieinów. Po serii ciekawostek przybliżających zespoły gatunkowe, rozwój gromady i porządek społeczny w jej obrębie czytelnik zostaje wprowadzony w prawdziwą historię i przyczyny Wojny Przecinków z Kropkami. Trudno sobie wyobrazić, że można z taką pasją opowiadać o przejawach agresji żywych plamek na przestrzeni kilkunastu centymetrów kwadratowych – a jednak można, bo zachowanie to zaczyna interesować, zaskakiwać, bawić, wzbudzać pytania i każe w napięciu wyczekiwać na zakończenie starcia, choć wiemy przecież, że ono i tak na razie niestety nie nastąpi. Dopiero na tle tego opisu jesteśmy w stanie zrozumieć, jak bardzo niepoważne są kłótnie fascynatów literatury, perorujących z dumą o interpretacji i rozwoju, zamiast po prostu jak najszybciej kopiować to, co jeszcze się do tego nadaje. W końcu to my, mówi Flajijwomistroh, jesteśmy tymi, którzy chcieliby przekazać tę wartość dla potomnych, nie bezmyślne Rulieiny, stanowiące jedynie czcionkę, a same nie przejmujące się tym, czy cokolwiek dla kogokolwiek znaczą. Zjawiskowość ich zachowania jest unikatowa na skalę międzyplanetarną i teraz właśnie jest okazja naprawdę to docenić – ratując te nieświadome dzieła przed ich własną destrukcją.

1 komentarz

  1. Hmmmm, w moim kodzie też się to zdarza - pisze się sam a potem zastanawiam się, co oznacza :) I tez miałem wojnę przecinków z kropkami.
    Mógłbym przeczytać, zawsze jakaś nietypowa forma życia.

    OdpowiedzUsuń