poniedziałek, 6 października 2014

33.Miejsce szczęśliwe” (Wireni Wirkros)

Ostatnia wojna w Narucji zakończyła się bardzo wiele lat temu i niewielu, poza starym Szarwonem Oanynem, ją pamiętało. Trwała nie dłużej niż krótki rok czy dwa, a nieznany wróg szybko dał się przepędzić, jednak wstrząsające obrazy rozpadających się na jego oczach szkieł wzniosłych metropolii i ludzi ginących pod zrzucanymi z nieba ostrzami nieusuwalnie zapisały się w jego wspomnieniach. Myślom o wojnie niezmiennie towarzyszył ból i smutek, jednakże uczucia, wywoływane przez zapoczątkowane przez nią powojenne czasy odbudowy kraju, nie dawały się Szarwonowi już tak łatwo sprecyzować. Z jednej strony musiał każdego dnia walczyć z widokiem ruiny, przypominającej mu o latach tak bardzo niedawnej świetności, z drugiej jednak... Miał wrażenie, że nigdy przedtem nie spotkało go tyle życzliwości, poświęcenia i zaufania od nawet zupełnie obcych ludzi, że otaczający go Naruci nigdy dotąd nie mieli tyle siły, wiary i tak jasnego celu, który dawał im nadzieję na każdy kolejny ciężki dzień. Nigdy nie czuł się samotny, niepotrzebny, nigdy nie dotykały go wątpliwości co do wartości, o które trzeba walczyć. Pomimo że z upływem lat miasto zostało odbudowane, a duma ze wspólnego dzieła z czasem przeminęła na korzyść wielu, wydawałoby się, o wiele spektakularniejszych wydarzeń, dla Szarwona były to najwspanialsze i najważniejsze chwile w życiu.
Dramatyczne przeżycia sprawiły, że Szarwon prawie zapomniał, że istniały jakieś czasy przed wojną. Wydawały mu się blade i nic nie znaczące. Zdał sobie z tego sprawę pewnego dnia, obserwując zachowanie ludzi dookoła. Rodzina, sąsiedzi, to jak wzajemnie się traktują i o sobie mówią, władze, wydarzenia polityczne, to co dzieje się w szkołach, mediach, na rynku pracy... Nagle zaczęły wracać do niego wspomnienia czasów przedwojennych, coraz wyraźniejsze, choć nic nie było w stanie ich przywołać przez tak długi szmat czasu. Zupełnie jak wtedy ze światem i z ludźmi działo się coś dziwnego. Słyszało się o coraz częstszych rozpadach międzypokoleniowych, zamykano wspólne wytwórnie, policja podnosiła podatki, nikt nie chciał zasiedlać nowych lasów. Zagubieni i samotni Naruci, podobnie jak sam Szarwon, nie potrafili radzić sobie ze zwykłą, pozornie bezpieczną i oswojoną codziennością, rozmawiać ze sobą, znajdywać w sobie odwagi do działania, żyjąc w ciągłym lęku przed oszustwami i odrzuceniem. Skąd to de javu? Czy jakieś podobieństwo naprawdę istnieje czy to tylko niejasna pamięć płata Szarwonowi figle? Nie zdołał powstrzymać skojarzenia, że wszystko by się zmieniło, stało znów lepsze, gdyby kraj nawiedziła kolejna wojna, równie bolesna i tragiczna w skutkach, ale przecież...
Niewinne początkowo spostrzeżenia z każdym dniem zmieniało się w prawdziwą obawę o to, co wydarzy się wkrótce. Wspomnienia wracały i nadawały szczegółom sens, który zaczynał przerażać mężczyznę, który wreszcie kazał mu spotkać się osobiście z samym prezydentem. Prawda, którą wtedy poznał, objawiła przed nim dylemat, od którego zależało wszystko, czyli życie i szczęście Narucjan.

Mówi się, że ludzie nie wiedzą, czego chcą, i prawda ta dotyczy nie tylko Ziemian. Zwłaszcza w znaczeniu: czego chcą do szczęścia, które przez wieki pozostawało jedną z największych zagadek psychologii. Jako jeden z najmniej wdzięcznych materiałów badawczych, posiada zależność występowania od innych czynników praktycznie pozbawioną logiki. Osoby, po których możnaby oczekiwać uczucia szczęścia patrząc na ich zamożność, urodę czy popularność (czyli czynników, wydawałoby się, mających na nie największy wpływ), nigdy szczęśliwe nie są. Podobnie jak z miłością nic nie da gonienie za nim, choć jednocześnie nie jest możliwe wykrycie go od strony chemicznej.
Pionierami w skutecznym wywoływaniu szczęścia, sensu życia i wiary w siebie byli dopiero mieszkańcy Norfeli, którym po latach obserwacji i analiz udało się z sukcesem wykorzystać wyniki między innymi właśnie w Narucji. Podobnie jak głównemu bohaterowi Norfelianom udało się złożyć w całość pozornie wykluczające się elementy i odkryć, że do szczęścia nie doprowadzi nas porządek i dostępność wszystkiego. Podczas gdy większość nacji upatrywała jako pożądany rozkwit cywilizacji i zapewnienie dobrobytu swoim obywatelom, Norfelianie zrozumieli, że muszą im to wszystko odebrać i zmusić do walki o nie. Rozwijające się spokojnie państwo, w którym każde dobro jest już zapewnione, prowokuje ludzką naturę do szukania czego innego - pieniędzy, pozycji, każde im się wywyższać i oddalać od siebie, wyszukiwać luk w prawie i wyzyskiwać słabszych od siebie. Wireni Wirkros rewelacyjnie ukazuje logikę tego rozumowania, choć jednocześnie mówi, jak bardzo niebezpieczna jest tu logika. Otóż wystarczy jedna wojna, by znów zacząć od początku, wskazać, że najważniejsza jest współpraca, otwartość, pragnienie pomocy, zależymy od innych i tylko dając innym wszystko, co mamy, dajemy wszystko samemu sobie. Czy jednak chcielibyśmy, żeby te parę banalnych prawd zostało odkrytych? Być szczęśliwym za cenę życia, jak w niszczonej raz po raz Narucji?
Historia, która miesza wzruszenie z przerażeniem i radość ze smutkiem w sposób, wobec którego nie da się przejść obojętnie.

6 komentarzy

  1. Osobiście wysłałbym bohatera tej opowieści ażeby zasuwał na galaktycznej galerze. Rozumiem traumę powojenną, ale jednak i on i jego ziomkowie leciutko przesadzili już pod koniec, z ich podejściem do tych, którzy nie mieli zamiaru angażować się w nową wojnę. Tak czy owak, recenzja znakomita :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja osobiście do dzisiaj nie wiem, kogo gdzie wysłać, wciąż ciężko mi jednoznacznie ogarnąć ten problem. Choć... widać, że Szarwon jednak chciał coś zmienić, żeby to nie było tak po prostu jak ostatnim razem.
      Dziękuję za ocenę :)

      Usuń
  2. Ach... Cierpienie uszlachetnia, męczeństwo wyzwala, a prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie... Prawdy niemalże uniwersalne.

    Ale zadziwiające jest to, że w "Miejscu szczęśliwy" prawie nie wspomina się prawie o typowym sukinsyństwie, jakie wyzwala się w ludziach w sytuacjach granicznych. Zastanawiałam się nawet, czy to czasem nie jest element kulturowy, ale mi wytłumaczono, że jednak podczas tej wojny miały miejsce różne niemiłe incydenty, ale mieszkańcy Narucji podchodzą do tych czasów tak trochę romantycznie - że jedność, że solidarność wobec nieszczęścia, że walka z wrogiem - i po prostu nie zwracają na to uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest sporo prawdy z tą romantycznością. A na pewno podchodzi tak do tych rzeczy autor. Osobiście czasy międzywojenne miał okazję poznać tylko z cudzych opowieści, za to bardzo nie podoba mu się to, co dzieje się teraz. Przez co sporo choć obiektywności tu nie brakuje, to jednak sporo rzeczy jest przerysowanych i Wirkrosowi trudno jest przedstawić coś w półcieniach.

      Usuń
  3. Mam wrażenie, że autor pomija to, że nawet w ułożonym i bezpiecznym świecie można walczyć o coś innego, niż pieniądze i układy. A przynajmniej ta kwestia pozostaje na marginesie. Ale fakt, że to jest najszybsza droga, którą podąży większość. Kojarzy mi się to z "Obławą V" Martina Lechowicza.
    Przerażająca jest postawa jajogłowych z Norfeli. Zamiast zająć się swoją planetą twierdzą, że wiedzą lepiej od Narucjan, czy ci są szczęśliwi, czy nie. No cóż, może przydałoby się im kilka wojen jako nauczka :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, częściowo jest to perspektywa starego człowieka, za którego czasów było lepiej. Wtedy łatwo jest nie dostrzegać dobrych stron rzeczywistości.
      A dla naukowców najważniejsza jest oczywiście... nauka. To ironia, że zajmując się szczęściem i potrafiąc je wywołać (na swój sposób), nadal nie są w stanie pojąć, jakie jest jego "zastosowanie", że jego prawdziwe znaczenie to co innego niż jedynie liczba na wskaźniku...

      Usuń