poniedziałek, 20 kwietnia 2015

61.Taniec na dymie” (36 An Lorwik)

Mówi się, że bez miłości nie można żyć - z pewnością nie można, a wręcz nie wolno na Aznaza. Czy może raczej takie było założenie wieki temu - kilku władców planety umyśliło sobie wtedy, że w ich świecie nie powinno być miejsca dla ludzi, którzy nie potrafią sobie w żaden sposób zapracować na czyjkolwiek szacunek i sympatię, nie próbują niczym się wsławić, komukolwiek pomagać czy choćby założyć rodziny. Początkowo jakoś to nawet działało, dopóki jeszcze było w tym uczuciu choć odrobina szczerości, jednak komputerowa racjonalność, jaką te reguły szybko wymusiły na Aznazie, sprawiła, że dziś słowo miłość stanowi tam raczej niezbyt przyjemny synonim popularności i nikt nie pamięta, czym powinna być naprawdę. W pogłębiającej się antyutopii motorem napędowym wszystkiego był strach przed samotnością; ludzie nie byli w stanie wzbudzić w sobie nawzajem zaufania robiąc wszystko z myślą o sobie, z udawaną bezinteresownością, co na starcie niszczyło szanse na prawdziwe zakochanie się. Właściwie jedynym sposobem na zdobycie miłości-popularności były media - wszechobecne historyjki i rozrywka, której bohaterowie byli lubiani przez każdego z miliardów swoich widzów choć w maleńkim stopniu, nawet przez tych, którzy byli na dnie społecznej samotności. I których większości autorem i dostawcą był B 3 Noktif, dziedzic rodzinnego kanału audiowizualnego i utalentowany śpiewak, który wśród tych, którzy naprawdę coś o nim wiedzą, jest znany jako ten, kto nie kocha nikogo prócz siebie.
Główna postać tej historii znajduje się jednak po przeciwnej stronie skali - 22 Fizril po wielokrotnych próbach nieudolnego wymuszenia zakochania się w sobie u kogokolwiek, zyskuje ocenę negatywną w kolejnym skanie powszechnym i ściąga na siebie uwagę systemu likwidacyjnego. Ostatnią deską ratunku, jaką dla siebie dostrzega, jest nowy program interaktywny - Taniec na dymie. Jego celem ma być selekcja uczestników o największych zdolnościach artystycznych, które prezentować będą na wizji, którzy otrzymają bilet do nowo utworzonej kolonii księżycowej zwolnionej od obowiązku miłości. 22 Fizril przystępując do castingu, marząc, że transmisja wywinduje go do bezpiecznego świata celebrytów. Nie podejrzewa jednak że program stanowi element chytrego planu B 3 Noktifa, który chce dzięki niemu zaskarbić sobie jeszcze większą sympatię widowni. Tylko czy Taniec na dymie nie obróci się przypadkiem przeciwko swojemu twórcy, kiedy zdeterminowany i niezdarny 22 wejdzie do akcji, popisując się przed widzami, takimi jak on? Nikt nie ma pojęcia, jak wiele nagle może się zmienić.

Ludzie mają straszne parcie na szkło, dlatego zjawisko nie jest nam obce. I choć Aznazianie są tutaj usprawiedliwieni, bo od popularności wprost zależy ich życie, ich zachowanie jest wręcz śmiesznie znajome - nie brak nastolatków głupiejących na widok witającego ich tłumu, doświadczonych nadętych artystów, ani kombinatorów, którzy zrobią wszystko i przekupią kogokolwiek, żeby wleźć jeszcze wyżej. Reakcje jury wydają się wycięte z ziemskiego Mam talent - po co oceniać poważnie i uczciwie, skoro lepiej powiedzieć coś zabawnego i zgarnąć dla siebie miłość publiczności? Wysoki profesjonalizm występów wcale nie przeszkadza w tym, że kolejne popisy taneczne przebijają się w sztucznej wesołości i nadskakiwaniu, komu popadnie, co na ironię implikuje największą sympatię u oglądających. Na szczęście mamy od czasu do czasu i wiadro zimnej wody w postaci głównego bohatera, który mimo starań jest zbyt pochłonięty ukrywaniem się przed systemem likwidującym, by podchwycić powszechną wesołość, dzięki czemu nie zawsze patrzymy na ów rozrywkowy młynek od środka. To wtedy najmocniej widać złośliwy zachwyt 36 Any Lorwika nad genialną skutecznością, z jaką audiowizualna popularność potrafi wyczyścić nam mózg i zmienić w - uwielbianą i znaną, ale jednak - laleczkę, która ku uciesze tłumu robi najbardziej cudaczne i bezsensowne rzeczy. Do tego dochodzi jeszcze finał konkursu, który przeradza się w niebezpieczną przepychankę we wciąż żartobliwych ramach, a każdy z uczestników odsłania swoją ciemną stronę, zdeterminowaną na to, żeby się z tego świata wydostać...
Aż ciężko uwierzyć, że to, o czym czytamy, na realnej Aznazie pojawia się dopiero w zarysach - autor bardzo śmiało rozwija desperacje dążenie do sławy w nadzwyczaj celną wizję świata, w którym wartość uzyskuje się jedynie robiąc bezwartościowe rzeczy, zadeptując to, czym rzekomo cały czas się kierujemy. Było to ostrzeżenie, które na rodzimej planecie pisarza na szczęście zadziałało.
Historia, która wywraca nasz, skupiony na powierzchowności i talentach, świat do góry nogami, śmieszy, przeraża i martwi jednocześnie. Mnie się bardzo podobało i uważam, że każdy Ziemianin powinien przeczytać.

4 komentarze

  1. Świat przesycony kulturą masową z dodatkiem piekła liberała w technokracji - świat, w którym nie chce się żyć, ale o którym znakomicie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze powiedziane ;) Choć czy aby na pewno możemy o tym świecie tylko czytać..?

      Usuń
  2. Przede wszystkim przerażające. Od strony polityki to kombinacja uszczęśliwiania ludzi na siłę, surowego prawa w sprawach, w których nie powinno takie być i zwykłego partactwa. Od strony psychologicznej... po prostu natura. Dziwne, że nie można zdobyć przychylności chociaż jednego mieszkańca planety np. przez dobre wykonanie swojej pracy.
    Ale poza tym opiera się na typowym dla antyutopii założeniu, że świat nie zejdzie z obranego kierunku i zjawiska, które właśnie się pojawiły będą cały czas przybierać na sile.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety prawo i polityka zawsze mają wady, więc każdy zamiar poprawiania samopoczucia obywateli musi skończyć się tragicznie. No i właśnie ta natura, która odnajdując się wśród tych nowych reguł zawsze z jakiegoś powodu czyni naszą psychologię gorszą, a nie lepszą.
      A widzisz, przychylność dało się. Ale już do sympatii trochę brakowało, a do jeszcze głębszych uczuć, czyniących ich odbiorcę wyjątkowym (i według mniemania owej polityki potrzebnym) - jeszcze więcej. Tak to miłość zamieniła się w coś, co można zmierzyć.
      Z tym obranym kierunkiem nie jest tutaj tak źle - może tego nie widać, ale kiedy 22 Fizril pojawia się w programie będąc zupełnie innym i niezorientowanym w nadskakiwaniu tłumowi, ten tłum zaczyna kojarzyć, że coś jest nie tak - że nie to, co oni uważają za typowe, jest typowe, tylko wręcz przeciwnie. I może nie będzie łatwo i nie zaznaczono tego wyraźnie w końcówce, ale od pewnego momentu nie było już jednoznaczne, jak to potoczy się dalej.

      Usuń