poniedziałek, 5 maja 2014

11.Burza” (autor nieznany)

Bohaterem historii jest złożona z kilku luźnych elektronów postać mieszkająca wraz z paru osobową grupą starszych krewnych w jednym z wielu zwyczajnych węzłów obwodu elektrycznego. Ów obwód był właściwie wszystkim, co znał, a jednocześnie czymś, co zdążył już poznać aż za dobrze, znudził się nim i zaczął zastanawiać, czy jest na świecie jeszcze coś, co warte byłoby zobaczenia. Teorię tę zdawały się jakoby potwierdzać odbierane przez niego odległe sygnały, niewyraźnie i nie połączone z niczym, do czego miałby dostęp. Jego starsi nazywali to burzą - legendy głosiły, że gdzieś niewiarygodnie wysoko nad nimi, w oderwaniu od jakiejkolwiek sieci cywilizacji, znajduje się gigantyczne skupisko dzikich, obcych impulsów elektrycznych o sile nieporównywalnej do niczego, co jest im znane. Główny bohater myślał odtąd często o dziwacznym świecie nad nimi, zastanawiając się zarówno nad tym, czy jest prawdziwy, jak i czy można się tam dostać i czy jest powód, by czegokolwiek się obawiać.
Odpowiedź wydawała się oczywista - niezbadane burzowe skupisko elektryczne tkwiło na niebie od pokoleń, nikt już nie pamiętał, kiedy się pojawiło, i wyglądało na to, że nikt nie doczeka tego, aż coś się zmieni. Do czasu gdy pewnego razu strumień o mocy setek milionów woltów spłynął z nieba i uderzył prosto w węzeł, w którym mieszkał bohater historii, tworząc most pomiędzy światem chmur i powierzchnią. Do obwodu przedostają się nowe, potężne istoty, które niczym bogowie, dziwią się nad maleńkością tego świata. Młodzieniec jest pierwszym z tych, którzy odważyli się nawiązać z nimi kontakt i szybko się zaprzyjaźnia, w szczególności z podobnym mu pod względem wieku osobnikiem. Wspólnie wymieniają się doświadczeniami i wrażeniami z życia w dwóch zupełnie odrębnych, tak różnych od siebie miejsc, porównują i uczą się od siebie nawzajem. Główny bohater wreszcie ma szansę poznać bliżej to, co tak długo nie dawało mu spokoju, jest oczarowany i zafascynowany... w tym także swoim nowym przyjacielem z chmur. Z czasem oboje uświadamiają sobie, że utworzyło się pomiędzy nimi coś wyjątkowego. Niestety, nieuchronnie dobiegał końca czas połączenia nieba i ziemi - już wkrótce błyskawica miała się od niej oderwać i na nowo zniknąć na całe tysiące pokoleń w odmętach chmur. Przed młodym impulsem elektrycznym staje najważniejsza decyzja w życiu - czy pozostać w znanym sobie świecie wraz z ukochaną rodziną czy porzucić wszystko, co ma, i ufając tylko temu, co czuje, ruszyć w nieznane, magiczne krainy?

Wszystko wskazuje na to, że świat, w którym rozgrywają się wydarzenia, jest jednym z tych, gdzie każda z licznie zasiedlających go ras jest mylnie przekonana o swojej wyjątkowości i niepodzielności w panowaniu nad planetą. Podczas gdy opowieść rozchodziła się ze stale rosnącą popularnością po wszystkich zakątkach mikroświata, jego makroskopijni mieszkańcy (w wielu aspektach podobni chociażby do Ziemian) nie mieli pojęcia, że w zasilającej ich dom sieci elektrycznej może istnieć jakiś rodzaj życia. I być może by tak zostało, gdyby nie analizy szumu tła postaci o imieniu Zotena Fagl Me, znanego w świecie wydawniczym jako Obserwator. W teorii zajmuje się on po prostu astronomią, jednak nowatorskość i dokładność wykorzystywanych przez niego metod sprawia, że o wiele częściej niż na interesujące zjawiska kosmiczne zdarza mu się trafiać na osobliwe ciągi nieregularności impulsowych. Po bliższym zapoznaniu się z ich źródłem okazują się one być niekiedy być równoznaczne z procesem myślowego odczytu dzieła literackiego zakodowanego w jakimś nierozpoznanym dotąd języku, w szczególności, jeśli sygnał taki pojawia się w kilku niezależnych od siebie punktach i momentach. Obserwacja nie jest więc ostatnim krokiem w odkrywaniu nowego utworu; nie jest nim często nawet zastąpienie oryginalnej formy zdatnym do czytania tekstem, nawet zrozumiałym znaczeniowo. Zotena dał początek całej serii prac na temat postrzegania przez elektro-istoty otoczenia i siebie nawzajem. Znaleziona książka okazała się być dla niego wyzwaniem językowo-literackim, gdyż nie pojawia się ani jedno imię, nie istnieją nazwy przedmiotów czy miejsc, hierarchia czy też zależności rodzinne zdają się być bardzo skomplikowane. Jak sam opowiada w przedmowie, musiał zadecydować, jak potraktować napotykane tam imiona-identyfikatory i nazwy-opisy. Ostatecznie postanowił zrezygnować z rzeczy typu "Obiekt 4" czy "Miejsce w bliskości na poziomie 1" na korzyść romantycznej tajemniczości. Zotena miał więc ogromny wpływ na charakter, może nawet i przekaz historii, odżegnuje się on jednak ostro od licznych prób przypisania jemu samemu autorstwa, którego nie udało mu się dociec.
Cóż o samym dziele można powiedzieć? Fabuła nie wydaje się nazbyt oryginalna, jednakże opisy nowego nieznanego świata podniebnego są jedyne w swoim rodzaju i dla nich na pewno warto spróbować. Nie dla tego, że są barwne i pobudzające wyobraźnię, ale właśnie wręcz przeciwne - stworzone przez istoty nie znające kolorów i temperatur przypominają raczej wykresy, kombinacje faktur i czterowymiarowe relacje z przepływu struktury chmur. Pośredniczący między autorem (autorami?) a czytelnikiem Zotena stara się przybliżyć temu drugiemu sens i znaczenie "emocjonalne" tych obrazów najlepiej jak tylko potrafi. Jego przekładowe wyczyny zasługują na nie mniejszą uwagę i w innych sytuacjach, gdzie nieustannie starał się zrozumieć występujące tam relacje i targające bohaterami uczucia i odnaleźć takie odpowiedniki w naszym świecie, żebyśmy i my mogli się w nich połapać. Dzięki pomocy jego kolegi, korektora-poety Leoka Rafawa, naprawdę fantastycznie się to czyta.
Po prostu nie można nie przeczytać.

24 komentarze

  1. A więc dlatego chciała pójść na "Burzę" Szekspira i tak się cieszyła, że "Burza" miała autora!

    Chyba to przeczytam, bo ten motyw przyjaźni mi fajnie wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama byś coś przeczytała albo oceniła, a nie tylko się powołujesz na koleżankę :p
      Haha, Meg i jej motywy przyjaźni XD Tak, to ci się może spodobać, tak sądzę.

      Usuń
    2. Akurat czytam takie coś, ale nie wiem, czy to znasz. To biografia pirata kosmicznego, który w pewnym momencie postanowił zostać korsarzem pod patronatem jakiejś planety. Na razie bardzo ciekawe.

      Usuń
    3. Coś mi majaczy... Tamten, co niczym ziemski Janosik porywał małe różowe króliczki i zawoził na księżyc Rana 12, gdzie ich potrzebowali? Fajne to było :]

      Usuń
    4. No z tego jest najbardziej pamiętany XD. Ale dostarczył też tymeriańskie fasolki na Dolson 32.

      Usuń
    5. Taaak, wesołe podskakujące fasolki świecące w ciemności! :D Jakże mogłam zapomnieć! A pamiętasz kapitana Lo Workasa, którego poznał podczas swoich międzygwiezdnych wypraw?

      Usuń
    6. Tego, który potem został królem i dyplomatą? Jak mogłabym zapomnieć.

      Usuń
    7. No ale co to było zanim został! Jak on fajnie przegadywał brygady Wdrohuuwanów! Tego numery z porzuconym statkiem na obrzeżach Fanwli do dzisiaj nie ogarniam.

      Usuń
    8. A uczą tego manewru we wszystkich akademiach wojskowych w tamtejszej galaktyce. Podobno wszyscy studenci boją się dostać to na egzaminie XD.

      A co było z tą królewną, która potem postanowiła zostać piratką! Albo z tym piratem, który postanowił, że zostanie księgowym!

      Usuń
    9. A no, specjalność Korsarz i Hodowca Różowych Króliczków Dyplomowany! Nom, zadania praktyczne na egzaminie są paskudne - dostajesz okręt, załogę, testową mgławicę morską i małą armię Wdrohuuwanów i musisz zrobić tych ostatnich w konia. Oblałabym.
      O, piratka Lucilla! To jej zdziwienie, że pokład sam się nie wyszoruje na jej życzenie... A pirat-księgowy nie trafił wcale tak źle, szybko się zdecydował na zostanie rekinem giełdowym :D

      A najlepsze, że wiele gatunków z takim kosmiczno-morskim trybem życia też ma w swojej okolicy takie mikro-istoty, o których nie ma pojęcia, a które żyją sobie własnym życiem. Te towarzyszące rańskim piratom akurat bardzo uwielbiają różowe króliczki :3

      Usuń
    10. Właśnie on chciał zostać księgowym, bo doszedł do wniosku, że to o wiele mniej stresujące zajęcie niż piractwo.

      Ale wiesz co jest ciekawe? W tej biografii nawet wspominają o "Burzy". Lekarz pokładowy kiedyś zaproponował to kapitanowi jako lekturę i kapitan zaczął się zastanowić z jednej strony nad tym, jakie to dramaty się zdarzają za jego plecami, a z drugiej - czy istnieje jakiś większy organizm, dla którego cała polityka, w której ten pirat kosmiczny uczestniczy, jest poza zasięgiem.

      Usuń
    11. A no, na tamtej planecie faktycznie jest mniej stresujące, ale o Ziemi bym tego nie powiedziała.

      Tak, ten motyw zastanawiania się, na którym poziomie tego całego systemu się znajdujemy, jest dość popularny i zdarza się spotkać to w książce, w której całkiem byśmy się go nie spodziewali.

      Usuń
    12. Właściwie to "Burza" wywarła spory wpływ na tamtejszą literaturę właśnie dlatego. Wszyscy się zastanawiają czy czasem coś większego nie ma miejsca poza ich percepcją.

      Usuń
    13. No i słusznie, wszyscy powinni :)

      Usuń
  2. Z (jak zawsze fantastycznej) recenzji wnioskuję, że nawet same walory językowe są wystarczającym powodem do lektury? Fajnie, szukam i czytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, walory językowe to tutaj sprawa nie do pominięcia, żeby nie powiedzieć, że najważniejsza. Praca Zoteny naprawdę robi wrażenie. Właściwie tylko dzięki niemu prosty człowiek jest w stanie tę powieść jakoś ludzkim umysłem interpretować, wcześniej... było tylko coś, pomiędzy przekazem werbalnym a niewerbalnym, coś poza naszym zasięgiem.

      Usuń
  3. A już myślałam, że będzie ziemska "Burza" Shakespeara, albo jakaś jej parodia, czy przeniesienie fabuły na inny układ planetarny... Jej, właśnie wyobraziłam sobie Hamleta z planety Pleur. Wiesz, jak wyglądają Pleurianie? Są fioletowi, mają cztery macki (podobne trochę do macek ośmiornicy, ale grubsze i krótsze), dwie nogi, no i posiadają tylko jedno oko. Weź to sobie wyobraź! Jak barwnie brzmiałoby hamletowskie: "Więcej jest rzeczy w niebie i na ziemi, Horatio, niż się ich śniło waszej filozofii". Muszę napisać petycję do ambasadora Urlepa.

    Przepraszam, że mój komentarz nie dotyczy recenzji, ale to wszystko przez ten tytuł!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ, to bardzo trafna obserwacja! Co prawda nie podobnym jest, żeby kosmici parodiowali ziemskie dzieła, bo niestety zaskakująco niechętnie one wychodzą za orbitę Księżyca i chyba nie ma co na takowe liczyć, ale Pleurianie... O ja cie X) He, "Hamleta" (i Szekspira) to może i oni nie mają, ale słyszałaś o "Cieniach kryształowej sagi"? Coś w rodzaju historii będącej do dzisiaj przy władzy dynastii, ale pompatyzmu i dumnych fraz tam tyle, że przy tych mackach, kolorze, no i piętnastu paluszkach u nóg przybysze z innych planet płaczą ze śmiechu przy ekranizacjach (tudzież wykonują analogiczne działania mające wyrażać taką właśnie reakcję).

      A w jakiej sprawie petycja?

      Usuń
    2. Petycja w sprawie wystawienia "Hamleta", oczywiście! Nie wiesz, że pozapleuriańska poczta trafia najpierw do ambasadora? Niby ze względów bezpieczeństwa, ale wydaje mi się, że on po prostu musi odpowiednikom Urzędów Pocztowych przetłumaczyć dane adresowe, co nie jest wcale takie proste, bo Pleurianie adresów jako takich nie posiadają. Współczuję "listonoszom", którzy za pomocą macek wspinają się na te kryształowe ściany. Mam nadzieję, że petycja szybko dojdzie, w końcu każdy głupi wie, że Wielki Teatr Pleuriański znajduje się w odległości 10 macek i 20 wypustek od Czerwonego Szafiru na Klifie Białym w Dolinie Księżyca 13:7 XYZ. Mam nadzieję, że nie pomylą Teatru z Gmachem Video, który znajduje się w odległości 20 macek i 10 wypustek od Zielonego Rubinu na Klifie Czarnym na Górze Słońca 7:13 ABC - to dziwne, ale to bardzo częsty błąd, a kiedy już do niego dojdzie, to po ptokach, bo zanim się zorientują w pomyłce, miną co najmniej dwa pokolenia.

      A "Cienie kryształowej sagi" są przekomiczne! Opis wojny nad Lurem podobał mi się najbardziej. Nie spodziewałam się, że aż taką rolę w zwycięstwie będą miały kryształki rulu. Do tamtej pory byłam pewna, że kryształowa saga wzięła swoją nazwę od kryształowych ścian Pleur, a tu proszę.

      Usuń
    3. A niech to, tak zaawansowana polityka pocztowa to poza moim zasięgiem :D Na większości planet mają to jakoś inaczej zorganizowane, przede wszystkim można w ziemskim stylu napisać na przesyłce adres (czy jakiś inny opisowy odpowiednik) miejsca, do którego rzecz ma trafić. W takim razie pleuriański ambasador zapewne ogarnia to albo po kształcie/wadze przesyłki, albo wykorzystuje zalążki telepatii... Hmm, skomplikowane to wszyściutko.
      No tak, ale o Gmachu Wideo to słyszałam, że poczta ginie tam częściej niż dokumenty w biurokratycznych czeluściach wogońskich szuflad z "Autostopem przez galaktykę". Ale ponoć coś mieli z tym zrobić, kiedy do Teatru nie dotarła przesyłka zawierająca dwa tuziny słynnych aktorek estradowych śpiewających pod wodą. Przepadły jak kamień... no ale chyba nie w wodę, bo pod wodą by śpiewały, a to już byłoby słychać. Zresztą sprawdzano wszystkie jeziora, kałuże i wulkany w okolicy 12 macek - ni ma. No, ale jeszcze jedno pokolenie i może się dowiemy, co się z nimi stało :)

      Ten kryształ w nazwie to w ogóle jest bardzo uniwersalny, bo nawiązuje i do ścian-skał na planecie, i do rulu (o tyle ważnego, że dodawanego do większości lokalnych potraw oraz stopów metalicznych), i do przeźroczystości zwierząt unoszących, przy pomocą których przeprowadzano boje w powietrzu i z powietrza... Dużo by opowiadać. Ale tak, ta historia niekiedy rozwala, choć nie powinna XD

      Usuń
  4. Cytując Meg: "Ciekawe". Najbardziej zaintrygował mnie fragment o opisach. Eh, potrafisz zachęcić do sięgnięcia po tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, sama przyjemność to słyszeć :)
      Szkoda, że ziemskie księgarnie wciąż jeszcze nie są w stanie nawiązać umiejętnej współpracy z międzyplanetarnymi wydawnictwami, by odpowiedzieć na stale popularyzujące się gusta czytelnicze. A nawet jeśli już któraś byłaby w stanie (jak taka Nowa Nova), to są problemy z kompatybilnością czytników, bo przecież taki Ziemianin nie będzie wiedział, co to holografit jeszcze przez kilka stuleć :(

      Usuń
  5. Kojarzy mi się to z historią o pasażerach statku, który utkwił w gęstych wodorostach. Szalup nie było, więc zostali na pokładzie. Następne pokolenia stopniowo przestawały wierzyć w suchy ląd. Twoja historia jest jednak fajniejsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też ciekawe, choć tu chodziło o coś innego - o to jak wiele życia może upłynąć i jak wspaniałe rzeczy mogą się wydarzyć w czasie, który nam wystarczy najwyżej na mrugnięcie. Z drugiej strony... w tamtej historii w niepozornym czasie pojawiały się całe pokolenia i ich wierzenia, zmieniające banalną sytuację na morzu w jedyny słuszny światopogląd...

      A historia nie moja, tylko, jeśli już, Zoteny :) W jego imieniu też dziękuję.

      Usuń