poniedziałek, 21 kwietnia 2014

09.Wszechświat ze szkła” (Dżitta U Nula Ka F)

Miałam już zaplanowaną zwyczajną recenzję na dzisiaj, kiedy nagle sobie przypomniałam, że przecież są teraz święta wielkanocne (przynajmniej w tej części Ziemi, którą ja najczęściej odwiedzam). Pomyślałam sobie więc, że może z tej okazji zabiorę was do świata, gdzie na święta malowało się nie pisanki, a kubki...

Wielki żeglarz Żąn So Ke szykuje się właśnie do kolejnej, organizowanej przez Najważniejszych Geografów, wyprawy badawczej. O tyle wyjątkowej, że miała ona zwieńczyć kilka wieków (tu: dziesięcioleci) analiz najbliższych okolic świata Kroltów. Jak dotąd wszystkie zaobserwowane fakty zgodnie potwierdzają wysuniętą przez starożytnych tezę, że wszystko, co istnieje jest efektem interwencji boga, który w pewnym momencie swojego nieskończonego istnienia połączył ciecz z materią w szklance, robiąc sobie herbatę. Herbacianą formę wszechrzeczy potwierdza między innymi rdzawy kolor oraz stopień wilgotności wody, w której żyją Kroltowie, jej wysoka temperatura oraz to, że posiada ona swój górny kraniec, powierzchnię. Dzisiejsza podróż Żąna miała polegać na opuszczeniu hydrokrainy i odnalezieniu wystających ponad nią doskonale okrągłych, szklanych granic, które mimo wysiłków wielu śmiałków pod wodą giną w hałdach fusów.
Żeglarz jest wiernym vasianizmianinem, podobnie jak Geografowie, nawet nie podejrzewa, jak wielkim wyzwaniem będzie dla niego ta misja. Bo choć nie ominą go niebezpieczne sztormy i wiry powierzchniowe, to jednak o wiele trudniejszy do pokonania i zrozumienia będzie dla niego upór napotkanych tubylców, twierdzących, że żadnych szklanych ścian nigdy nie widzieli.

Wiara w powiązanie zmienności wszechświata, jego powstania, końca oraz celu z tea-time'ami ich bóstwa jest piąta czy szósta w kosmicznym rankingu popularności, co stawia ją niemal na równi z pastafarianizmem. Szczególnie dobrze zakorzeniła się w cywilizacjach niewielkich organizmów lęgnących się w napojach innych stworzeń, gdzie ma rzeczywiście sens nie tylko symboliczny. W przypadku innych istot, u których się przyjęła, często prowadzi do wielu rozczarowań, mimo to zawarta w niej harmonia i konkretność wciąż zdobywają sobie zwolenników. Pasują do niej zarówno mniejsze i regularne zjawiska jak dzień i noc, które tłumaczy się powolnym kręceniem się łyżeczki w szklance, jak i nieprzewidywalne katastrofy, które przypominają wzburzające wodę przechylanie naczynia podczas picia. Wśród Kroltów spopularyzował ją prawdopodobnie Tab Ten Oka VI, istnieją też przesłanki, że również wynalazł herbatę - opowiedział o jej znaczeniu w kulturze pijających ją stworzeń, wykorzystaniu, opisał proces jej przyrządzania na podstawie abstrakcyjnych modeli, gdzie głównym wypełniaczem jest powietrze, a nie woda oraz wyprowadził wiele dotyczących jej twierdzeń przy użyciu cyrkla i linijki.
W istocie były to jednak działania niewychodzące poza obręb filozofii. Dżitta U Nula Ka F zauważył, że każda nacja Kroltów, w zależności od głębokości i podłoża, na jakich zamieszkiwała, miała swoje własne wizje Wszech Szklanki oraz przeliczniki cykli łyżki na częstość przypływów i odpływów. Wymyślił więc postać o imieniu Ropa Hin Lii, który zajął stanowisko Mistrza Najważniejszych Geografów właśnie po to, żeby wprowadzić w życie ideę ujednolicenia wszystkich odłamów i przeprowadzić pierwsze w historii zmierzenie i usystematyzowanie wiedzy o otaczającym ich świecie i Herbacie. Historia i wierzenia Kroltów nie są sprawą prostą i łatwą do zrozumienia, tym bardziej cieszy, że jej ciężaru nie czuje się na kartach książki Dżitty U Nula, czym zresztą zdobyła sobie swoich wiernych fanów. Co prawda niekiedy odnosi się wrażenie, że i sam autor nie do końca pojmował problem praktyczności (lub nie) religii swojej cywilizacji, jednak to nie przeszkadza. Tym, co on chciał nam pokazać były nie problemy egzystencjalne, ale niezwykłość podróży na powierzchnię, której jak dotąd nikt nie zdołał doprowadzić do końca. Każda kolejna strona fascynuje nas nowymi, pełnymi życia, barw i szczegółów relacjami i opisami roślin, ryb i koralowców, jakie mogłyby zamieszkiwać światy pozawodne. Odważnie podchodzi do wizji naziemnych mechanizmów ułatwiających podróżowanie i wpompowywanie wody do lepianek, wyobraża sobie naukę, ekonomię i oczywiście religię nowo odkrytego świata, zagłębiając się weń razem z nami. Wreszcie, bez pośpiechu, podaje jedyną słuszną odpowiedź na narastające wątpliwości Żąna So Ke.
Wspaniała, zachwycająca bajecznością opowieść.

12 komentarzy

  1. Zgadzam się, świetna opowieść. Może nie dla każdego, w końcu są osoby zaimpregnowane na takie filozoficzno-baśniowe klimaty, ale ta lekkość, o której wspomniałaś na pewno jest w stanie przekonać do siebie wielu innych czytelników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to jest dobre, że pomimo że ja się na tym skupiłam (przyznasz, że bez tej wiedzy byłoby ciężko wystartować :p), to on to traktuje tak mimochodem, skupia się na tym, żeby sobie popodziwiać. W innej książce, kiedy prowadzi innego bohatera do wnętrza wulkanu czy wyspy-wielkoptaka, już na szczęście nie zaprząta sobie głowy filozofiami w ogóle.

      Usuń
  2. To jest Jules Verne z innej planety, super, że o nim wspomniałaś! Wiem, że Dżitta u Nula tak samo dłuuugo zdobywał i katalogował informacje o danym gatunku/narodzie/rasie, stopniu ich zaawansowania technicznego, stanie wiedzy oraz florze, faunie i geografii miejsc, które odwiedzali bohaterowie jego książek. Ba, w innej książce, której tytułu nie pamiętam, nawiązał do "Tajemniczej wyspy". Ale nie miałem okazji czytać "Wszechświata ze szkła", nigdzie nie mogę zdobyć egzemplarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, znasz go? :D Faktycznie Dżitta lubi się naszukać do książki, chociaż... tutaj zrobił sobie wyjątkowo wolne - w końcu pisał o swojej własnej rasie, chciał ją jakby trochę przedstawić :) Nie wiadomo dokładnie, dlaczego naszło go coś takiego w trzecim tomie. O lądzie pozawodnym tym bardziej nie robił researchu, bo nikt go dotąd nie zbadał, natomiast o lądowych formach z innych planet zaczął zdobywać informacje dopiero później. Stąd może zaskakiwać, czemu nie przyszło mu do głowy, że stworzenia, które nie żyją w wodzie, nie muszą wyglądać jak ryby i ukwiały ;) Ale niektóre jego pomysły, spójność tego wszystkiego... Zdolna bestia z tego Krolta.

      Usuń
    2. Wiesz, Verne przy "Podróży do wnętrza Ziemii" też się "trochę" pomylił z zależnością temperatury i...w ogóle warunków do życia od głębokości:] Nula nie miał po prostu wszystkich danych, więc można mu to wybaczyć. A skoro zaczął zdobywać informacje o lądowych formach dopiero później, to tym bardziej. A ze zdobyczami techniki trafiał nieco bardziej, niż Verne - wiesz, że był na planecie Ó eksperyment polegający na zbudowaniu pojazdu takiego, jak ta łódź podherbaciana Ótilus z napędem opisanym w książce? Działał prawie idealnie - tylko o ile w książce mógł pływać i w wodzie i herbacie, to w rzeczywistości była mu potrzebna herbata. Z cukrem.

      Usuń
    3. Prawda, czasami nawet wielcy artyści robią sobie chwilę wolnego XD
      No tak, to typowe dla planety Ó - przez swój nieogar przetestowali nie to, co powinni - oczywiście, że łódź podherbaciana działa, w końcu to akurat Dżitta opisał zgodnie z faktami. Wartymi testów fantazjami było to, co działało poza wodą :D
      Ale że z cukrem..? Hmm.

      Usuń
  3. Nie mogłam spać - zajęłaś mi sporą część nocy! Zaczęłam od Twojej recki, przeszłam do pastafarianizmu (choć Latającego Potwora Spaghetti znałam już całkiem dobrze), zahaczyłam o Czajniczek Russela, dochodząc do Niewidzialnego Różowego Jednorożca, Kościoła SubGeniuszu i kilku innych ciekawych artykułów na wiki. Bez Twojej recenzji nie odkryłabym, że (prawdopodobnie) jestem wyznawcą dyskordianizmu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pastafarianizm wymiata ;D Najchętniej sama bym na to przeszła - widziałaś, jakie mają "przykazania"? :D I focia z durszlakiem na głowie <3
      Hehe, ale o tamtych nawet nie słyszałam - nie są wśród innych cywilizacji aż tak spopularyzowane.

      Usuń
  4. Ha, ha, na początku była herbata XD. Metafizyka i filozofia przyrody na tej planecie musi być ciekawa.

    Ale zastanawiam nie jak tę książkę przyjęli ortodoksyjni vasianizmianie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na początku była herbata :D To jest w ogóle szalenie ciekawa kultura.

      Oooo, uwierz mi, że nie przyjęli łatwo :p Ten śmiały pomysł, że tam w ogóle może być cokolwiek innego niż brzegi szklanki, w której mieści się herbata, i to, że w dodatku nie wyrasta z niej trzonek łyżki, narobiło Dżitcie mnóstwo kłopotów. Na szczęście wśród Kroltów fani i media mają o wiele, wiele więcej do powiedzenia niż ludzie kościoła.

      Usuń
    2. A ja słyszałam, że opinie ludzi kościoła na temat tej książki są skrajnie różne. Jedni uważają ją za bluźniercze brednie, inni za interesujący koncept, ale są skłonni z nim dyskutować na pewne tematy, a jeszcze inni zaliczają się do wielkich fanów Dżitty i bronią go jak lwa.

      Usuń
    3. (Można kogoś bronić jak lew, nie jak lwa ;D)
      Przykłady każdej reakcji da się znaleźć, ale niestety tej najmniej tolerancyjnej jest najmniej. Co tu się zresztą dziwić? Kroltowie czuli się spokojni wierząc, że ich życie stanowi składnik herbaty ich bóstwa, taki był łączący ich sens. Co się stanie, kiedy wszyscy uświadomią sobie, że to tylko banalny ocean jakich wiele, nie mający żadnego niebiańskiego znaczenia? Tu nie chodzi, jak u nas z Kościołem, o władzę nad ciemnym ludem, ale o troskę o zapewnienie temu niezbyt oświeconemu ludowi szczęścia, wiary w każdy kolejny dzień. Hmm, niełatwo to wyjaśnić.

      Usuń